I. Wstęp.
Po bardzo udanym rekonesansie w 2010 roku (albania-2010-rekonesans-z-przygodami-t41513.html), wybraliśmy na wakacje Albanię.Tak jak w przypadku naszych poprzednich wyjazdów, założeniem była stała baza i wypady do interesujących nas miejsc. Nie znając do końca albańskich realiów i ich, jedynego na Świecie języka, wybraliśmy, troszkę asekuracyjnie, dziesięciodniowe zorganizowane wczasy z dojazdem własnym. Bazą miał być 4-gwiadkowy Hotel Lyden położony na przedmieściach Durres w Kavaje. Uznaliśmy, że na pierwszy raz warto mieć coś konkretnego, tym bardziej, że oferta była dla nas bardzo atrakcyjna, bo za mniej niż 20 € mieliśmy w cenie całodzienne wyżywienie, a do tego klimatyzację, piaszczystą plażę w odległości kilkudziesięciu metrów od hotelu oraz prawo do bezpłatnego korzystania z basenu oraz leżaków i parasoli. Czego młodzieży 60+ trzeba więcej do życia? Tą opowieść postanowiłem przygotować tak, by pokazywała faktyczny stan dróg, nasilenie ruchu i rzeczywiste czasy przejazdu na przełomie sierpnia i września. Można pomyśleć, że jest to relacja wyłącznie dla kierowców, ale mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle. Miałem cały czas włączoną kamerkę, niestety nie najwyższej jakości, która na dodatek musiała czasem filmować pod słońce lub przez zakurzoną szybę, ale, co najważniejsze, filmowała. Nie chodziło mi w tym przypadku o filmiki do albumu, lecz o udokumentowanie naszej eskapady. Nie ukrywam, że z uwagi na jakość najlepiej je oglądać właśnie w formacie pamiątkowych zdjęć. Teraz, w każdej chwili, mogę wrócić do konkretnych miejsc i zamiast przypominać sobie daty, godziny i obrazy, mogę je sobie w każdej chwili odtworzyć. Oczywiście nie załączę tu wszystkiego i też do oglądania wszystkiego nie namawiam, bo nuda by nas wszystkich zabiła, a na dodatek, dostarczył bym złośliwcom zbyt wiele materiału do krytycznego analizowania moich błędów. Do części przyznaję się bez bicia, o niektórych wolę zapomnieć a jeszcze inne przemilczeć. Zamieszczę kilka odnośników do filmików, by, od czasu do czasu, można było przejechać się z nami i poczuć to co my. Zapewne część albańskich dróg będzie już przebudowana, ale w wielu miejscach będzie można nadal trafić na będące jeszcze w przebudowie. Jedno jest pewne. Rzeczywistość będzie Was mile zaskakiwać, bo wiele tu się robi, by podróżowanie było coraz wygodniejsze. Zapewne wielu z Was, podobnie jak i ja, jeszcze dziś do swego domu musi jechać polną lub dziurawą drogą, na utwardzenie której gmina nie może wciąż znaleźć pieniędzy. Ale jak widać na dołączonym materiale i tutaj, wszystkie przemierzane przez nas drogi, były przejezdne dla zwykłej osobówki, bez wynalazków podnoszących prześwit lub mającej opony o wysokim profilu lub terenowym bieżniku. Aby uciąć wszelkie opowieści o beznadziejnych bałkańskich kierowcach notorycznie ścinających zakręty, dołączam do mojej opowieści znaleziony w Internecie filmik, który pokazuje polskiego kierowcę, dla którego ciągła linia też nie ma większego znaczenia. (). I on i ja, pochodzimy z tego samego kraju, gdzie kierowcy, chyba jako jedyni na Świecie, na widok żółtego światła na sygnalizatorze, dodają gazu, albo w ramach podnoszenia swoich kwalifikacji, włączanie kierunkowskazów w momencie kręcenia kierownicą zamienili na zupełny brak sygnalizowania skrętu, bo przecież to i tak na jedno wychodzi. Resztę przykładów pominę, bo każdy z nas może przytoczyć ich tu dziesiątki. Niezależnie od błędów, czy jazdy na wyczucie, wiele nieporozumień odnośnie wymuszania pierwszeństwa na skrzyżowaniach typu rondo wynika też z tego, że w Albanii nie ma jednolitych zasad ich oznaczania.
Raz na rondzie jest samotny znak informujący o ruchu okrężnym, innym razem wraz ze znakiem podporządkowania, czasem jest tylko znak kierunku, a dość często wolna amerykanka, bo nie ma żadnego znaku, więc można jechać rondem nawet po angielsku i o dziwo, znajdują się tu też i tacy śmiałkowie. Usytuowanie znaków jest zupełnie dowolne, bo mogą stać po prawej lub lewej stronie jezdni, na środku lub na obrzeżach wysepki, na słupkach lub prawie na ziemi. Zawsze i wszędzie, nawet i u nas, najlepszą zasadą jest uwaga i zdrowy rozsądek. Ponieważ w Polsce z ruchem okrężnym też nie jest wesoło, szczególnie gdy rondo ma dwa pasy ruchu, warto poznać jak rozumieją ten ruch wszyscy na Nie bez powodu w Albanii dopuszczalne prędkości są bardzo niskie (40/60/80), choć czasem można legalnie gnać tu 90-ką, a nawet 100 km/h. Praktycznie przed każdym skrzyżowaniem jest ograniczenie do 50 km/godzinę i jest też dość dużo kontroli radarowych. No i jeszcze jedno. Trzeba pamiętać o tym, że prywatne samochody można mieć w Albanii dopiero od czasu upadku komunistycznego reżimu, więc staż kierowców jest tu znacznie krótszy od naszego, nie wspominając o nawykach przejętych od kierowców z południa Włoch i Grecji, nie mających przecież zbyt pochlebnych opinii. Jedno co mi się podobało, to wolność i swoboda, troszkę adrenaliny i to, że nie widziałem tam ani jednego wypadku. Podobało mi się też to, że rowerzyści i piesi traktowani są z założenia tak samo, więc poruszają się po drogach lewą stroną jezdni, a tam gdzie można także po chodnikach. Zauważyłem też, że w praktyce oznakowane przejścia dla pieszych są tu traktowane jak chodniki. Jest to kraj w przebudowie, kraj uciekający przed komunistyczną przeszłością, wreszcie kraj ulegający nieprawdopodobnej metamorfozie. Zapewne teraz na wjeździe do Albanii będzie już wszystkich witał nowiutki czarny asfalt z białymi jak śnieg liniami, ale o ile będzie tu mniej uroku i egzotyki i o ile później przyjdzie nam zdobywać doświadczenia na albańskich drogach. Jechać do Albanii trzeba właśnie teraz. Teraz kiedy jest tu jeszcze tanio, gdzie pomimo braku dostatku ludzie nie ulegli jeszcze wszechmocnej władzy mamony, gdzie można spotkać szerokie na 200 metrów plaże i dziewicze góry. Wreszcie tam gdzie traktują nas jeszcze jak mile widzianych gości.
Znudzonych tym przydługim wstępem serdecznie przepraszam, zaś tych bardziej wytrwałych zapraszam do dalszej lektury. Kierowców i ich oddanych pilotów zapraszam też do wspólnego podróżowania.
Przepraszam, że znów uciekłem od mojej relacji, ale tyle chcę powiedzieć, że myśli wciąż gnają w poszukiwaniu nowych tematów.
A zatem do rzeczy, czyli ad rem, jak mawiali starożytni. Zanim dojechaliśmy do Szkodry, zamiast pojechać nową obwodnicą, jak wskazywał drogowskaz, przejechaliśmy przez Ivanaj i Bajzë, widząc w całej okazałości realia tego rejonu Albanii oraz stan drogi wybudowanej przed laty przez jedynie słuszną i nieomylną władzę. Ten sam błąd popełniłem w następnej miejscowości, ale tej nie udało się już przejechać, bo drogę, zaraz za centrum, przedzielono betonową zaporą. Na ulicach Koplik, bo o tej miejscowości mowa, nie było już nawierzchni , za to zerkały na nas złowieszczo (oczo)doły studni i studzienek kanalizacyjnych
Moje filmiki zapewne nikogo nie odstraszą, bo moje pokolenie doskonale pamięta stare czasy, kiedy i u nas do domu trzeba było się przemieszczać po wertepach, bo droga, w ramach oszczędności, była dopiero w planach, albo przy drogach można było spotkać sterty śmieci wyrzucanych z samochodów. Żeby nie zrażało ich to, co do niedawna było udziałem i naszego kraju, a o czym tak łatwo już zapomnieliśmy.
No i jeszcze odwieczny temat śmieci, poruszany bez przerwy przez naszych estetów i czyścioszków. Czy na zdjęciach na forum rzeczywiście one dominują? A u nas drodzy rodacy to dzikich wysypisk i zaśmieconych lasów nie ma? Czy te niebieskie worki, od niedawna stojące przy drogach, są wypełnione powietrzem, czy tym co wyrzucamy przez okna samochodów? Czy rzeczywiście przestrzeń publiczną traktujemy jak swoją i to co za progiem traktujemy tak samo jak to co za naszymi drzwiami? Czy wszystkie nasze domy i ich otoczenie to zadbanie i odnowione siedziby? Mamy tylko dobre drogi i powszechnie szanujemy przepisy drogowe? A stragany zrobione z łóżek polowych na najbardziej reprezentacyjnym placu Warszawy pamiętacie? Na głównym placu Tirany ich nie widziałem, bo może też już kiedyś tam były i podobnie jak u nas, przeszły do historii. Pamiętajmy, że my mieliśmy socjalizm, a oni w tym samym czasie najprawdziwszy komunizm. Czyż naprawdę nie ma podobieństwa?
My mieliśmy dobrą szkołę już po drodze, bo przez moje gapiostwo, jeszcze w Bośni i Hercegowinie skończyła się nam nowobudowana droga w górach. Jechaliśmy też w nocy lokalną drogą w Czarnogórze, choć to jest tu stanowczo odradzane. Na filmiku praktycznie nic nie widać, ale charakter takiego przejazdu i atakujące nas „potwory” owszem. Zaś w Albanii, zaraz po przekroczeniu granicy z Czarnogórą, od razu trafiliśmy na drogę w przebudowie. Z powodu braku dróg alternatywnych, bo Hodża wolał budować bunkry, przebudowa dróg prowadzona jest tu bez wstrzymywania ruchu, więc jeszcze wiele razy, ale już bez zaskoczenia, na takie odcinki trafialiśmy. Jedzie się wtedy jak na przeciętnej polskiej budowie domów oddanych już do użytkowania, gdzie budowę drogi pozostawiono na sam koniec. Sam kiedyś mieszkałem na takim osiedlu, więc widocznie już wtedy nabrałem wprawy w poruszaniu się po wertepach