
Może zacząć specjalizować się w fotografowaniu anatomicznych anomalii. (Patrz zdjęcie Transylwanki: https://www.cro.pl/rumunia-okiem-wampira-w-bagazniku-t41714-15.html)


Rok 1466 – sułtan przegrywa po raz drugi.
Mehmed Zdobywca, syn Murada II, przez prawie rok próbuje zająć Kruję.
Ostatecznie wycofuje się, a zostawione przez niego odziały kontynuujące oblężenie, Skanderbeg rozbija.

Wejście na zamek wydaje się być kontynuacją bazarowej uliczki.


Zamek jest rekonstrukcją, zaprojektowaną jakoby w oparciu o oryginalne opisy i rysunki, przez córkę Envera Hodży, Pranverę.
Czuję w tym projekcie kicz – nasuwa mi się neoromańska Baszta Rybacka z Budapesztu. Ten zamek też jest taki neośredniowieczny, disneylandowy…

Wracając jednak do naszego bohatera: jak typowy Albańczyk, wstępuje do szkoły wojskowej i z powodzeniem służy w armii otomańskiej.
Dopiero po śmierci ojca opuszcza wojska sułtana, który bez powodzenia ściera się z armią Hunyadiego, kolejnego wielkiego wodza tej epoki.

Ten węgierski wódz dowodzi oddziałami naszego Władysława Warneńczyka tak zręcznie, że zapewne kiełkuje w głowie Skanderbega myśl, że i on sam będzie w stanie bić wojska sułtana.
I tak, Skanderbeg ucieka z 300 ludźmi do Albanii, zajmuje Kruje i zaczyna jednoczyć Albańczyków przeciw Turkom.

Ciekawy jest tytuł, który papież nadał Skanderbegowi i Hunyadiemu: Athleta Christi (coś jak „rycerz/mistrz Chrystusa”. Zwano tak obrońców chrześcijaństwa. A miał się papież czego bać, bo przecież ledwo co upadł Konstantynopol i zwierzchnik zachodniego chrześcijaństwa zapewne już widział siebie na łasce sułtana wkraczającego do Rzymu.
(Hmm, widzę w Polsce jednego, bardzo bojowego, kandydata do tytułu „Athleta Christi”.


Gdy Albańczyk jeszcze służył Otomanom, sułtan nadał mu tytuł Iskander Bey, czyli „wodza Aleksandra” (aluzja do Aleksandra Wielkiego). Po albańsku brzmi to Skënderbeu, a stąd już tylko krok do Skanderbeg. Do tego momentu Skanderbeg funkcjonował jako Gjergj Kastrioti , czego polskim tłumaczeniem jest Jerzy Kastriota.

Dzisiaj „rekonstrukcja” zamku mieści muzeum, poświęcone – sami wiecie komu… (Za bileciki płaci się osobno i jest jakaś - bodaj godzinna – przerwa w jego funkcjonowaniu w środku dnia.)
O dziwo, nie wolno wnętrz fotografować. Może bym nie był zaskoczony, gdyby nie fakt, że większość obiektów w muzeum to repliki – takie same rekonstrukcje jak i zamek..
Muzeum warto zobaczyć, aby zdać sobie sprawę z rozmiaru kultu jakim Skanderbeg jest tutaj otaczany. Ze zdziwieniem zauważam jak moje dzieci z dużym zainteresowaniem oglądają te wszystkie artefakty i jak wciąga ich historia Albańczyka. Widać prawdziwa moc herosa wciąż promieniuje pomimo nieudolnej rekonstrukcji i kopii…