Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Melkart napisał(a): ...Dzieci muszą mieć paszporty.
Jednym z prostych sposobów jest wjechanie do Kosowa na dowód osobisty (teraz już można), tam Ci pieczątki nie wbiją. Może wyrobić dzieciom dowody osobiste, wydawane są m.in w celu przekraczania granic (przed chwilą przeczytałem). http://bip.gliwice.eu/pub/boi/SO_21_1.pdf Jeśli celnicy serbscy i kosowscy uznają też dowody dzieci, to wydaje się, że problem z głowy.
Świetna relacja , "odczarowująca" Albanię i zawierająca mnóstwo przydatnych informacji . Jeżeli można , sugerowałbym nieśmiało wytłuszczenie druku kilku postów ( np. dzisiejszy z godz. 9.00 ) , co ułatwi odszukanie ch . Po Twojej relacji zapewne wiele osób bedzie z tych rad korzystało .
Jednym z prostych sposobów jest wjechanie do Kosowa na dowód osobisty (teraz już można), tam Ci pieczątki nie wbiją. Może wyrobić dzieciom dowody osobiste, wydawane są m.in w celu przekraczania granic (przed chwilą przeczytałem). http://bip.gliwice.eu/pub/boi/SO_21_1.pdf
My nie zrobiliśmy dowodu jeszcze młodemu z czystego lenistwa. Mały ma już piaty paszport ze względu na zmiany zdjęć w początkowych latach życia a u nas nawet po sezonie kolejki są do okienek i czekaliśmy na jego „stabilizację zdjęciową twarzy” która niestety nadchodzi a tu znów coś tymczasowego (ID) ze zdjęciem.. Ale generalnie dobry pomysł, nawet dyskutowaliśmy z żoną o tym, jak wybieraliśmy bezpośredni wyjazd z Kosowa do Serbii. Zniechęciło mnie wtedy poniższe, pryncypialne stanowisko naszego MSZ wobec Kosowa, czyli generalnie paszporty musimy i tak wziąć (wymagane dokumenty) https://www.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/wizy/
Jeśli celnicy serbscy i kosowscy uznają też dowody dzieci, to wydaje się, że problem z głowy.
Też tak myślę, jak ciągłość jazdy jest to ID powinien wystarczyć zgodnie z przepisami krajów „oddzielonych” Kosovem. Ponadto mimo wszystko, ja osobiście wyczuwam przez pryzmat poprzednich wyjazdów powolnie kroczącą normalizację na tejże granicy .
Świetna relacja , "odczarowująca" Albanię i zawierająca mnóstwo przydatnych informacji
Bardzo dziękuję , mobilizuje się zatem aby kontynuować relację, choć za oknem już wiosna
Jeżeli można , sugerowałbym nieśmiało wytłuszczenie druku kilku postów ( np. dzisiejszy z godz. 9.00 ) , co ułatwi odszukanie ch . Po Twojej relacji zapewne wiele osób bedzie z tych rad korzystało .
Porankiem ruszamy z kierowcą , który zabiera nas z hotelu. Jedziemy powoli przez zakola wód G. i Gomsiqes oraz Liq. I Vaut te Dejes. Kierowca jest nam znany i wiózł nas już wcześniej do Boge.
Czymś normalnym jest w tych terenach noszenie broni palnej przed atakami jakiegoś dzikiego stwora
Jezioro Koman. Na prawdę, jak w tytule, mieliście aktywny urlop
Jezioro Koman dobrze Ci znane i znakomicie wspominane . Co do urlopów to zawsze mamy takie aktywne, nie usiedzimy na miejscu, musi być odpoczynek i zwiedzanie
Po ok. 2 godzinach serpentyn po Górach Północnoalbańskich (ok. 30 km) docieramy do miejscowości Koman. W Koman znajduje się elektrownia wodna, która jest jednym z trzech sztucznych zbiorników na rzece Drin i istotnym dostarczycielem energii elektrycznej dla Albanii. Stąd też tyle tutaj i mijanych po drodze linii wysokiego napięcia. Most na Drinie Koman Hydroelektrownia Jezioro zamknęło kołowy szlak komunikacyjny pomiędzy Albanią i Kosovem w Dolinie Drinu. Jezioro jest częściowo uregulowane przez zbudowaną w latach 70 – tych XX w. tamę Betonowa zapora Korona tamy Przejeżdżamy przez tunel o dł. 0.5 km i wys. 4.7 m przez zbocze góry nad brzeg zalewu tuż za zaporą A po drugiej stronie tunelu typowy „sajgon”, jak to na dzikiej przystani promowej Docieramy spokojnie na kilka minut przed odpłynięciem. Statek wypływa o godz. 9.00. Kolega kupuje bilety na rejs a kierowca je sprawdza, czy aby wszystko jest OK. Dziewczyny z dziećmi udają się do kawiarni. W tym czasie robię zdjęcia, zaglądam do biura po foldery i wizytówki. Ostatni rzut oka na wiszącą mapę jeziora. Przyklejony do skały dwu-kondygnacyjny przeszklony bar z restauracją, kawiarnią i hotelem na nabrzeżu, posiadający zewnętrzne tarasy widokowe na zatoki fiordu komańskiego Galeria wykuta w skale
Przyjechaliśmy ostatni i nie ma gdzie siedzieć w naszej krypie. Nasz kierowca z biura nakazuje przyniesienie krzeseł na statek. Tłumaczę, iż nie jest to potrzebne, ja i tak przysiądę na burcie a reszta rozłoży się na pleckach i będzie fun, organizator się upiera i... domowe krzesła lądują na naszej łajbie . Płyniemy odkrytym statkiem Annika, który ma naturalny przewiew i dzięki temu, lepszą możliwość robienia zdjęć Anija jest bardziej swojska lecz „zamknięta” szybami a zewnętrzne miejsca blokują bagaże pasażerów. Jest to klasyczny autobus przerobiony na wyrób statkopodobny z kierownicą zamiast steru Istnieje też możliwość realizacji krótszych rejsów mniejszymi łódkami Odpływamy z nabrzeża Ekipa na łodzi okazuje się międzynarodowa Muzyka z głośników płynie swojska, robiąc jedyny hałas w okolicy Toaleta słomiana ale jest . Czas rejsu to ok. 3 godziny w jedną stronę, bez przygód o których później. Wyruszymy na rejs po Jeziorze Koman nazywane albańskim fiordem. Jest ono uważane jest za jeden z najpiękniejszych zakątków Europy. Sam rejs uznawany jest za najpiękniejszą atrakcję Albanii Płyniemy świadomie tylko w jedną stronę.
Ponad 2500 tys. lat temu swoje osady miały tutaj plemiona iliryjskie. My płyniemy obecnie zupełnym pustkowiem Przeprawa oprócz walorów turystycznych to także środek transportu z rejonu Szkodry do regionu Tropoje (Bajram Curri). Teraz funkcje transportowe przejęła znakomicie autostrada. Trasa statkiem przebiega pomiędzy górskimi szczytami a bujnymi lasami Znajdują się tu pojedynczo samotne zagrody, zupełnie odcięte od świata. Ludzie żyją tutaj tak jak żyło się 200 - 300 lat temu. Sadzi się tu na zboczach kukurydzę, ziemniaki oraz pomidory. oraz łowi ryby na własne potrzeby W doliny bocznych potoków wchodzą malownicze wąskie zatoki jeziora, przypominające norweskie fiordy W miarę płynięcia w głąb doliny, po obu stronach witają nas coraz wyższe i dziksze góry. Wysepka na jeziorze a na niej ustawiono krzyż katolicki ufundowany przez lokalnych mieszkańców Mijamy ciężarówkę przerobioną na statek Takie widoki a nasze dzieci… Zresztą kolega posłał wiadomość, że właśnie płynie i gdzie właśnie się znajduje, po chwili przyszła zwrotka z kraju, z zapytaniem „jak to płyniecie? to ty masz tam zasięg?” Ponieważ płyniemy obciążeni ponad normę, wszyscy ci, którzy siedzą na dziobie statku powodują swym ciężarem, iż śruba jest zanurzona do połowy w wodzie. To powoduje, po pierwsze wolniejsze płynięcie, przegrzewanie się silnika oraz większe zużywanie paliwa. Co jakiś czas przystajemy z niepokojem patrząc, co z tego dalej wyniknie na tej głębinie? Mija nas autobus wodny, który wypłynął kilka minut po nas i pozostajemy sami na jeziorze Mija nas a dobijał już kilka razy do brzegu… Płyniemy pomiędzy stromymi, skalistymi szczytami
Znów chwilowo pojawiają się nasi współtowarzysze rejsu Wpływamy pomiędzy wysokie partie skał Jaskinia skalna By po chwili znaleźć się wśród górskiej zieleni I tak krajobrazowo na przemian Niektóre szczyty są imponujące Jak widać, nasi wodni "przecieracze szlaku", przy okazji realizują też i inne zadania Jak (tu) żyć, jak mawia klasyk? Choć jak można spostrzec, pole można uprawiać Pozdrowienia od kąpiących się w jeziorze tubylców Przymusowy postój, przegrzanie silnika i bezpośrednie zasysanie paliwa z kanistra. Silnik zakaszlał i szczęśliwie załapał . Mamy nawet jedno koło ratunkowe, co prawda przerobione na kosz na śmieci ale jest. Zejście do jeziora niczym zastygła lawa