ostatni dzień przeznaczony jest na dojazd do domu; oj za zimno już na krótkie spodenki i wstyd trochę paradować w nich na śniadaniu-wydzieram więc z dna torby długie spodnie (do jazdy samochodem jednak nadal ubieram sandały, najwygodniejsze przy spędzeniu za kierownicą 10 godzin), temperatura mniejsza od tej w Sarandzie o ok. 14 stopni:)
schodzimy na śniadanie, w restauracji jest kilka osób, dostajemy kartę śniadaniową dla osób mających śniadanie w cenie, coś tam jest do wyboru, m.in. słodkie śniadanie, czy omlet:p
na obczyźnie najlepiej jeść jaja, nic nie będziemy kombinować:) nawet smakowało, jedynie co niedobre to herbata:/ dziwna, jakaś taka jasna, ziołowa, fuj...:/ pewnie kawa byłaby lepsza, ale nie pijam:)
Na serbskiej autostradzie płatność standardowo kartą, za wyjątkiem jednego przypadku gdzie wydaję resztę bilonu EUR:)
znowu jedziemy przez Belgrad...
dotankowuję w Serbii dokładnie tylko tyle by dojechać do domu, nie ma sensu przepłacać za paliwo:)
przy okazji zakup słodyczy...smakują nam cukierki NEGRO z kominiarzem na opakowaniu:) znamy je z wyjazdu do Słowenii w 2012r.
kolejka na granicy serbsko-węgierskiej na godzinę czekania na 3 pasach:) przypominam że jest początek października, tyle że sobota...
do tego na prawdę wielonarodowe towarzystwo...wypatrzyłem rejestracje: A, F, L, H, SRB i D...
na Węgrzech miejscami deszczowo i ta ich płaska autostrada...płaska w sensie na prawdę dobrej jakości dróg (nawet lepszej miejscami od greckich którymi jeździłem), a do tego GPS pokazuje miejscami, że jesteśmy bardzo, ale to bardzo wysoko, bowiem 100 m n.pm....:p
na Słowacji kolejne załamanie pogody, bowiem temp. spada poniżej 10 stopni C; przed granicą pojawia się taka mgła, że jadę na trzecim biegu...do tego jestem już bardzo zmęczony...jadę coraz wolniej...
na pierwszej stacji paliw na przejściu w Barwinku robię postój na rozprostowanie kości i przewietrzenie umysłu w "lodowatym" powietrzu...bardzo pomogło i po ok. 40 km jesteśmy w domy...jest godzina ok. 20.30-21.00...
wróciliśmy szczęśliwie, do dzisiaj jestem zadowolony z wyjazdu, ale czy podniecony tym krajem...to już niekoniecznie...
kraj mi się podoba jak najbardziej, ma swój urok i klimat, trzeba tego dotknąć...(szczególnie tych kontrastów i przyjaznych ludzi); na dodatek chciałbym jeszcze kiedyś poznać inne jego rejony, ale chyba bardziej podobała mi się Szwajcaria, a najbardziej Słowenia...morze bowiem nie jest mi do szczęścia potrzebne, za to góry, jeziora i lasy tak...