zwiedzających bardzo dużo, bo chyba 3 osoby:)
Kierujemy się następnie do ekspozycji za „murami”...moim zdaniem warto...
Po zwiedzaniu na kamieniu opodal wejścia w cieniu spożywamy kanapeczki oraz "świńskiego" croissant'a zakupionego w markecie AB (Grecja) i jedziemy spokojnie do Vlore...
W planach jest zjedzenie lodów, ale wcale nie okazuje się to takie proste:p
Po wyjechaniu z miasta w drodze powrotnej wypatruję już skrętu w prawo na Vlore oznaczonego kolorem zielonym i bez problemu trafiamy na autostradę...na której obowiązuje prędkość 110 km/h...
Nawigacja trochę "głupawo" prowadzi do drogi dojazdowej do Zamku Kanine, tj. w jakieś bardzo wąskie, nieprzejezdne uliczki. Weryfikuję z mapą papierową i wymuszam jazdę na Pd w kierunku Himare, wreszcie prowadzi jak trzeba...dojeżdżamy na miejsce nie za dobrą drogą (bez dziur, ale "pofałdowaną") na biegu nr 2...po prawej mijamy nowy meczet, a samo wejście na ścieżkę do zamku znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej po lewej stronie...tam też przy murze można zostawić samochód...
tablica informuje iż wstęp kosztuje 100 leka, lecz nie ma komu zapłacić...
widoki z wzgórza na miasto:
"kawałek" zamku:
autostrada w kierunku Fier widziana z zamku:
podoba mi się ten spokój i luz po sezonie...wszystko dla nas...
czas na lody...najlepiej w "pucharku"...:p wypatruję więc jakiegoś szyldu z rysunkiem albo informacją o naszej zachciance, ale na próżno:)...niektóre obiekty są już nawet zamknięte...
na wylocie chyba z Vlore zatrzymują nas po kolei "przebierańcy" (mężczyźni w strojach ludowych z tureckim akcentem) zapraszający do swoich przybytków usytuowanych po lewej stronie drogi...niestety w lokalach tych tylko tłuste świnie kręcą się zabite na palach...my niestety nie jesteśmy głodni, chcemy zjeść OGROMNY PUCHAR lodów:/
k woli ciekawostki dodam, że ruch uliczny w Fier moim zdaniem był bardziej nasilony niż we Vlore, widziałem lekkie przerażenie w oczach pewnej emerytki kierującej kamperem z rejestracją A w tymże co się dzieje na ulicy i na drodze:)
wcale nie było aż tak źle, kto był w Albanii to wie..., da się przejechać z Polską Ułańską Fantazją:) trzeba tylko jeździć pewniej i bardziej zdecydowanie, ale nie chamsko jak w Polsze:)
plus jeżdżenia po Albanii to taki, że jak nie znasz drogi albo przegapisz znaki to se pojedziesz potem jak chcesz, a to na rondzie z lewej, a to pod prąd i wszystko OK:)
przypominam, że w zeszłym roku byliśmy w Szwajcarii, więc różnica w "kulturze" ulicznej między tymi krajami trochę jest:)
loda nie udało się zjeść, wspinamy się na przełęcz od drugiej strony, trwa to zdecydowanie szybciej:) jeden z zakrętów musiałem pokonać na jedynce, auto nie chciało się złożyć:p
nagle niespodzianka...mgła jak mleko w lasach przełęczy...na szczęście od samej góry zrobiło się tak: