napisał(a) zawodowiec » 06.08.2005 22:52
Najpierw idziemy ścieżką przez pola, mija nas starszy wieśniak na osiołku, pozdrawiamy się nawzajem. Widzimy też pojedyncze kobiety pracujące w polu albo przechodzące drogą, wszystkie mają chusty na głowach, prawie albo wcale nie odpowiadają na pozdrowienia. Nasz "Anglik" z Veshi Veshi wspominał że Radomire to bardzo tradycyjnie muzułmańska wieś. Gdy podchodzimy stromo do góry, robi się zupełna lampa. Wychodzimy do długiej, szerokiej doliny Fusha Korabit, będącej wielkim pastwiskiem.
Spotykamy chodzące swobodnie stada koni. Obszczekują nas pasterskie psy, a potem podchodzi do nas trzech chłopaczków pasących owce. Znają trochę angielski ze szkoły. Mówią że byli na szczycie Koraba. Towarzyszą nam aż na próg kotliny Panair, stanowiącej wyższe piętro doliny. Oprócz większej fauny, dolina jest również pełna mniejszych jej przedstawicieli.
Ivoš, botanik z zamiłowania, nachyla się nad każdą ciekawszą roślinką i zapisuje nazwy i miejsca występowania w kapowniku. Z progu schodzimy do Panair.
Po przejściu płaskim dnem krasowej kotliny zostawiamy to co niepotrzebne pod głazem i ruszamy w górę. Na podejściu zaczyna ze mnie wyłazić ostatnich parę miesięcy roboty, kiedy nie mogłem nawet pomarzyć o przejechaniu się rowerem czy przebieżce po górach. Idę w ślimaczym tempie, spory kawałek za Czechami. O 18.30 wchodzimy na szczyt z albańsko-macedońskim granicznym słupkiem. Wokół ani śladu macedońskich żołnierzy, przed którymi nas ostrzegano. Widoki takie sobie, jest sporo chmur które czasem się rozchodzą.
Czesi wyciągają małą flaszkę domowej śliwowicy. Wypijamy po łyku i wspominamy Michala, pomysłodawcę wyprawy, którego nie było mi dane poznać. Wiemy, że jest tu z nami.
Ostatnio edytowano 16.04.2008 14:09 przez
zawodowiec, łącznie edytowano 1 raz