Dobra szutrowa droga prowadzi nas w górę potoku w kierunku odległego o kilkanaście km Kožnjar/Belaje. Wypatrujemy dobre miejsce nad potokiem. Z przyjemnością włazimy do chłodnej wody i zmywamy z siebie syf i brud ostatnich dni. Suszymy się na słońcu. Zupełnie jak w Chorwacji nad Jadranem.
Przed 3 po południu jesteśmy w Kožnjar. Wszystko co widzimy w wiosce to dom z warsztatem stolarskim przy głównej drodze. Przy nim kilku facetów, wszyscy mówią po serbsku ale chyba niektórzy to Albańczycy. Chwilę z nimi gawędzimy, dajemy parę paczek fajek i prosimy żeby rzucili okiem na samochód.
Idziemy dalej przedłużeniem naszej drogi, teoretycznie jeszcze sporo by się dało podjechać tylko skodzinka by została bez opieki. Dochodzimy do dosyć głębokiego brodu, przejezdnego chyba tylko dla traktorów, może ciężarówek. Stoi tam jakaś furgonetka, zostawiona bo dalej by nie wjechała. Jest też mostkek w budowie, który przechodzimy po balach.
Jeszcze dwie godziny marszu rozjeżdżoną leśną drogą i jesteśmy na dużej łące zwanej Rupa (Dziura), gdzie według starego czeskiego przewodnika powinniśmy odbić ścieżką w lewo. Przewodnik pamięta czasy Jugosławii, opisana ścieżka widać nie pamięta że kiedyś istniała. Po chwili poszukiwania idziemy na czuja w górę w las, terenem jakby trochę rozjeżdżonym przez drwali. Coś na kształt ścieżki zaczyna się stromo piąć zboczem, ku naszej radości odnajdujemy wyblakły czerwony znak szlaku turystycznego na drzewie. Bardzo stroma ścieżka czasem jest wyraźniejsza, czasem zupełnie zanika, idziemy po znakach. Las się kończy, wychodzimy w piętro hal.
Według przewodnika powinniśmy dojść do dużego schroniska. Albo idziemy jakąś inną drogą, albo wszystko co z niego zostało to resztki niskich murków i osiedle pasterskich szałasów.
Nie schodzimy tam, droga wypada bardziej w lewo. Idziemy jeszcze trochę w górę i przed zmrokiem rozbijamy namiot.
Śpimy jak zwykle znakomicie i budzimy się przed wschodem słońca.
Za pierwszym grzbietem ukazuje się nam wreszcie Đeravica.
Mimo wczesnej pory słońce ostro grzeje, a muchy są wyjątkowo upierdliwe.
Ostatnie strome podejście i już o 8.30 rano jesteśmy na najwyższym szczycie Kosowa.