Wziąłem się za pracę domową od końca
Parę najważniejszych informacji...
Ze Szkodry do Kopliku asfalt, w Kopliku skręt w prawo, jeszcze parę km asfaltu, dalej kamienista droga, "typowe leśne drogi w Słowacji są lepsze od niej"
Przełęcz między Boge a Theth ma ok. 1500m npm, merc-busik ładnie ją pokonał, przejazd do Theth trwał 4 godz.
W Theth ekipa się napiła koniaku z miejscowym policjantem po czym się uwaliła w kimę na podłodze knajpy
Rano jak już wiecie wzięli miejscowego przewodnika który miał ich wyprowadzić na najwyższy okoliczny szczyt (w domyśle Maja Jezerce). Podobno 4 godz. wejścia od Theth, chociaż nie bardzo w to wierzyli. Przewodnik był uzbrojony w starą strzelbę i flaszkę rakiji. Na przełęcz cały czas prowadzi ścieżka, pod koniec stroma ale bezproblemowa. Na przełęcz (jest na niej krzyż) doszli w 2 godz.
Na przełęczy mocno duło. Zapytali dziadka (przewodnika) czy już widać Maja Jezerce - przecząco pokiwał głową (tak zrozumiałem - może Albańczycy kiwają głową na nie i kręcą na tak - jak Bułgarzy?).
Z przełęczy zeszli do na pół wyschniętego jeziorka (z mojej mapy wynika że może wcale nie trzeba do niego schodzić tylko wcześniej odbić w prawo?) a potem podeszli wyżej na płaski teren. Spotkali 2 pasterzy (znakiem rozpoznawczym albańskiego pasterza jest płaszcz i parasol
). Pasterze zrozumieli słowo "Jezerce" i wskazali "gdzieś za rogiem" pokazując na palcach 4 godziny. Nasza dzielna ekipa dziś już szła ponad 3 godz. i już chyba wiedzieli że tego dnia nie dadzą rady. Dziadek też chyba miał dosyć, położył się w trawie i się poklepywał dla rozgrzewki. Sami nie trafią na szczyt, trzeba go odłożyć na przyszłość. Pasterze powiedzieli im nazwy gór widocznych naokoło.
Chcieli wejść na któryś z bliższych szczytów, większość z nich wydawało się że by wymagała wspinaczki, pokazali na jakiś co wyglądał na łatwiejszy, pasterze powiedzieli "no problem". Dziadek miał na nich czekać na przełęczy z krzyżem. Po pokonaniu niewielkich skalnych trudności weszli na wierzchołek Kodra e Kajve, zapewne jako pierwsi Słowacy.
Dziadek czekał na przełęczy, jeszcze było jasno jak zeszli do wioski Okoli (po drodze do Theth). Zostali zaproszeni do jednej chaty na kawę i lufkę rakiji. Ludzie są tam bardzo mili i gościnni, jak w każdych górach nie skażonych masową turystyką. Ekipa wrócila do "swojej" karczmy w Theth jak do oazy, gdzie mieli wszystko co trzeba - jedzenie i koniak
Tylko tym razem zamiast spać na podłodze, postawili namioty na miękkiej trawie wiejskiego boiska. Odpoczynek był jak najbardziej zasłużony.
Wnioski są optymistyczne. Wygląda że z Theth da radę wejść na M.J. Przy odpowiednio wczesnym wyjściu pewnie się da tego samego dnia wrócić. Szkoda że dziadek miał kiepskie wyczucie czasu
No i dalej nie znamy szczegółów drogi z przełęczy z krzyżem na szczyt M.J.
Reszta pracy domowej innym razem. Laku noć sviraći