(2) Będąc w Ulcinju, bliskość albańskiej granicy oraz specyficzny klimat tego zakątka Czarnogóry, skusiły nas do odwiedzenia tajemniczego państwa tysięcy bunkrów. W planach było zwiedzenie Szkodry z zamkiem Rozafa, kultowej Kruji z zamkiem Skanderbega, oraz stolicy kraju Tirany. Jak na jednodniowy rekonesans, plan okazał się zbyt ambitny, więc bardzo szybko uległ modyfikacji. Postanowiliśmy pojechać tylko do Kruji, najważniejszego miejsca dla każdego Albańczyka. Bliski Ulcinja Szkoder pozostawiliśmy na później. Trasa z Ulcinja do Sukobin/Muriqan, granicy z Albanią, to 26 km dość wąskiej asfaltowej drogi dopiero od niedawna otwartej dla turystów, bo nawet wujek Google nakazywał jazdę przez Hani i Hoti, twierdząc, że to jedyne przejście z Czarnogóry do Albanii. Za granicą, podobną drogą, już po 14 kilometrach docieramy do równie wąskiego mostu. Przed nami rzeka Buna (Bojana). Stalowy most, pokryty luźnymi deskami, wydawał charakterystyczny łomot pod przejeżdżającymi samochodami, budząc strach wśród pasażerów. Po drodze mijaliśmy budujący się nowy hotel i nowy betonowy most. Ruch wahadłowy zmusił nas do zatrzymania. Teren między dawniej zamkniętą granicą z Czarnogórą a rzeką zamieszkiwali i nadal zamieszkują ubodzy Cyganie , którzy natychmiast obstąpili samochód. Dzieci go całowały wieszając się na lusterkach, a starsza Cyganka, przyklejona do szyby, prosiła o jałmużnę. Byliśmy zaskoczeni, zszokowani i zatroskani o stan lakieru i samochodowych akcesoriów. Pamiętaliśmy jednak, że nie należy otwierać drzwi i okien i mimo pierwszego odruchu, nie należy ulegać pokusie udzielenia pomocy. Kiepskie powitalne wrażenie. Niektórzy byli tak zszokowani, że zaraz za mostem zawracali. Zapewne byli to ci, którzy zaczynają swoje wspomnienia z wakacji w Albanii od słów: Nigdy więcej…. Na szczęście nic złego się nie stało i bardzo szybko mogliśmy ruszyć dalej. Po chwili byliśmy po drugiej stronie rzeki, gdzie policjanci pilnowali wjazdu i wejścia na most oraz kierowali ruchem. Nowy most jest zapewne już oddany do użytku i dzięki tej inwestycji albańskie powitania nie będą aż tak szokujące. Za mostem skręciliśmy w prawo, pozostawiając po lewej Szkodrę z górującym nad miastem zamkiem. Będącą wówczas w przebudowie drogą SH1, po przejechaniu ok. 70 kilometrów, dojechaliśmy do Kruji.
W drodze do tego malowniczego miasta pierwszy raz doświadczyliśmy, że w Albanii oznakowanie robót drogowych jest bardzo umowne i do normalności należy nagła zmiana nawierzchni z asfaltu na luźno nawieziony tłuczeń oraz oznakowanie objazdów w postaci cienkich strzałek malowanych spreyem na dużych przydrożnych kamieniach. Trzeba jednak pamiętać, że prywatne samochody pojawiły się w Albanii dopiero po upadku reżimu Envera Hodży, czyli jakieś trzydzieści lat temu, a prawa jazdy zdobywano najpierw w przygranicznych miasteczkach Grecji i w południowych Włoszech. Dopuszczalne prędkości są bardzo niskie, bo na terenie zabudowanym dopuszczalna prędkość wynosi tylko 40 km/godz., na zwykłych drogach 80 km/godz., na nowych drogach szybkiego ruchu w zasadzie 90 km/godz. Na nowiutkiej nowoczesnej autostradzie z Kosowa można jechać „aż” 110 km/godz.. Rzeczywiście wszyscy jeżdżą niezbyt śpiesznie, bo policjanci, często w pokaźnych grupkach, stoją co kawałek i kontrolują miejscowych. Sprawdzają, czy samochody na obcych blachach nie powinny być już dawno przerejestrowane. Jak zorientują się, że autem jedzie obcokrajowiec, każą jechać dalej.
- Kontrole co kilkanaście kilometrów
Na szczęście nie trzeba już wypełniać na granicy deklaracji na wwóz i wywóz swojego auta. Mają też takie malutkie „lornetkowe” radary. Miałem wątpliwą przyjemność przekonać się o ich skuteczności w Bośni, jadąc, w 2010 roku, na urlop do Ulcinja. Cudowna trasa między Banja Luką a Jajce, wijąca się kanionem wzdłuż rwącej rzeki Vrbas. Uwielbiam takie drogi, ale tylko wtedy, gdy nie ma nich chłopców radarowców. Ale wróćmy do Albanii. Tu jest ich też całkiem sporo. Podstawowe zasady ruchu w tym kraju to zdrowy rozsądek i wyobraźnia oraz baczna obserwacja nawierzchni drogi, pieszych i innych kierowców. Trzeba pamiętać, że prywatne samochody można tu mieć dopiero od 30-tu lat, a zamiast dróg Hodża przez 40 lat wybudował ponad 800 tysięcy bunkrów. Wszędzie jest ich pełno. Nie zawadzi przyglądać się też jezdni, bo z nią, jak wcześniej wspomniałem, różnie bywa, a i brak pokrywy na studzience też się może zdarzyć. DZIURA CH.png[/attachment]
- Dziura w chodniku
Trzeba zapamiętać sobie raz na jutro, że pierwszeństwo zawsze mają piesi, później rowerzyści i ciężarówki a na końcu osobówki. O motorkach i różnych wynalazkach do jeżdżenia nie wspomnę, bo one bez problemu jeżdżą lewą stroną lub pod prąd. I jeszcze jedno, aby skończyć ten wątek. Nie należy się dziwić, że znaki pierwszeństwa czy kierunku ruchu, są często umowne oraz, że czasem ktoś pojedzie przez rondo w przeciwnym kierunku, bo bliżej, lub zatrzyma samochód na jedynym wolnym pasie, by udać się na „moment” do sklepu lub by pogadać z kumplem. Używanie klaksonów jest tu powszechne. Dość podobne jest w Ulcinju.
Przechodzenie przez przejście na czerwonym świetle, i to przy policjancie, nie jest niczym dziwnym. Sami tak też chadzaliśmy, ale na wszelki wypadek w otoczeniu miejscowych. Na samodzielne wyprawy jakoś nie mieliśmy odwagi. Nie widzieliśmy jednak ani jednej kolizji i ani jednej stłuczki. Może to dla tego, że nie widzieliśmy też brawury, pijaków, gadaczy komórkowych i pospolitego chamstwa. Może też dla tego, że Albańczycy kochają swoje samochody. Wbrew temu wszystkiemu, a może właśnie dla tego, jeździło się nam tego dnia całkiem fajnie. Wreszcie osiągamy pierwszy cel naszej podróży, dojechaliśmy do Kruji. cdn