15 dzień - Alanya - Antalya
Goodbye Alanya
Część 1
Ostatni dzień pobytu.
Ale dziś nie chciało nam się wstawać...no trudno, nie da się inaczej.
Spojrzenie na pusty już pokój, walizki na dół i na śniadanie-pożegnanie.
Chwilę po 8 przyjeżdża lotniskowy busik.
I znowu przez miasto, które dopiero co budzi się do życia.
Opuszczamy mało ciągle poznane miasto, zielony kanion, wodospady, jaskinie, plaże.
Znowu przez tunel, znowu przez Konakli gdzie byliśmy w hamamie,
znowu koło Side widzianego podczas objazdówek, przekraczamy rzekę Manavgat po której nie udało się płynąć...
...niestety z tej wycieczki już nie ma powrotu.
Maja zasypia na kolanach.
Poprzednim razem jechaliśmy (tą drogą po przylocie) w nocy więc teraz podziwiamy krajobrazy.
Chłoniemy widoki niczym gąbka...trzeba się tym nasycić bo nie wiadomo "kiedy" uda się tu wrócić
(bo pytania "czy" nie ma już sensu zadawać).
Do lotniska w Antalii dojeżdżamy ok. 11.
Wiadomo trzeba być wcześniej..."zwiedzamy" ten okazały terminal dla zabicia czasu.
Hala z bramkami.
Kolejka wydaje się być spora ale bardzo szybko i płynnie to idzie.
Kolejna bramka - bilet, paszport.
Hala główna ze sklepem wolnocłowym - ostatnie zakupy (męskie i damskie).
Budynek jest niesamowicie funkcjonalny (kto był to wie o czym piszę).
"Mój" Lech Walesa Airport jest bardzo podobny do Antalya Airport.
Najbardziej podobny jest w nazwie (Airport).
Cała reszta to niebo a ziemia (GDN wypada dość blado).
Może po rozbudowie będzie w Gdańsku trochę lepiej, wygodniej, szybciej...
Podziwiamy z Mają samoloty, Piotrek jeździ bolidem F1, Marta zbiera siły.
Jest takie jedno miejsce gdzie można podejść do okna (po wejściu do
swojego "gejta" już tylko "rękaw").
Co chwilę jakiś start albo lądowanie.
Dworzec przepatrzony od góry do dołu.
c.d.n.