4 dzień - Kapadocja
Część 6 - Göreme, Ürgüp - Wieczór Turecki
Na imprezę nie można się spóźnić bo na początku występują "zakonnicy" ...
znaczy się - swojemu ekstatycznemu tańcowi oddawać się będą Panowie Derwiszowie.
Zapowiedziano, że podczas ich występu po prostu nie będą nikogo wpuszczać.
Szkoda byłoby przegapić taki folklor.
W planie co prawda jest jeszcze hotelowa kolacja ale kucharz staje na wysokości zadania -
jedzenie i wybór są tak kiepskie, że mogę jechać choćby zaraz. W zasadzie to już czekam
przed wejściem do autokaru.
Impreza jest dodatkowo płatna więc nie wszyscy z naszej ekipy korzystają z wyjazdu.
Jedziemy.
Zaczyna się robić późno i cały piękny krajobraz spowija mrok.
Pilot co prawda opowiada co za oknem i gdzie jesteśmy ale widać ledwie zarysy.
I tak na przykład przeprawiamy się (mostem ale zawsze to przeprawa) przez najdłuższa rzekę Turcji.
Kizilirmak, Kizilirmak, Kyzył Irmak czyli potocznie Czerwona Rzeka -znana w starożytności jako Halys.
Ma około 1150 km długości, uchodzi do Morza Czarnego.
Jest ważnym źródłem energii elektrycznej, na jej długości znajduje się szereg elektrowni wodnych.
Most ma może ze 30 metrów długości, poziom wody nie wygląda na wysoki bo widać liczne łachy a nurt
nie wydaje się być zbyt bystry. No cóż - wielkości tu żadnej nie widzę - trzeba wierzyć na słowo
bo w ciemnościach i ledwie odbijających się światłach miasteczka leżącego po drugiej stronie mostu
potęgi tej rzeki nie odczuwam. Jest tak pewnie dlatego, że teraz jest pora sucha (lato) a nie jesień
czy wiosna kiedy to opady deszczu zapewne mocno obciążają i napierają na masywnie wybudowane brzegi.
Wreszcie dojeżdżamy i wchodzimy do miejsca, które spokojnie możnaby nazwać pieczarą.
Jest to jakby jaskinia wydarta skale i zagospodarowana na karczmę.
Zarezerwowane stoliki mamy naprzeciw wejścia, które znajduje się za tym panem z aparatem.
Tymi samymi drzwiami też wchodzą i wychodzą artyści więc chyba będzie to dobre miejsce.
Na stołach troszę arbuza, melona, jakies napoje.
Podczas tańca Derwiszów zabroniono jakiejkolwiek konsumpcji,
picia, stukania sztućcami, fotografowania czy kręcenia filmów...
Nawet jakbym chciał to nie dam rady kręcić i pstrykać.
Na szczęście zakaz robienia zdjęć dotyczył flesza.
Każdy pstryka "dla potomności" jak tu jest bo wystrój jest przyjemny.
Jest tu bardzo przytulnie, ciepło, miło, sympatycznie...
To pieczara Japończyków, którzy mieli tego wieczoru specjalne względy u obsługi.