4 dzień - Kapadocja
Część 1 - Droga
Pobudka o 3:30 nad ranem.
Jadę tylko z synem.
Szybkie poranne mycie, cicho wymykamy się z pokoju i schodzimy na dół.
Przy basenie z wolna dogasa kolejna impreza.
Budzę lekko zaspanego boya w recepcji i proszę o zamówiony wczoraj breakfast box.
Patrzy na mnie dziwnym wzrokiem - kto?...ale o co chodzi?...teraz?...
Siedząc w recepcji i czekając na naszego przewodnika spotykamy kolejnych hotelowych gości. Wracają z miasta.
Na twarzach maluje się zmęczenie ale i radość z ciekawie przeżytego wieczoru...a, że trochę im się przedłużył...
Tak siedzę i czekam i zastanawiam się czy wykupienie wycieczki zbiorowej to dobry pomysł.
Przecież mam całą listę (nie bez wysiłku zdobytych) adresów wypożyczalni aut z całej okolicy.
Znalazłem np. Fiata za 32 euro - to dobra cena.
Z tym szukaniem wypożyczalni to wyszło tak jak z hamamem czyli dwa dni czytania/filtrowania internetu,
wybranych kilka(naście) adresów a najbliższa była tuż za rogiem.
Na szczęście mejli nigdzie nie wysyłałem...taki los "pierwszaka".
A Piotrek_B wyjaśniał, pisał...
Ale skoro nie jeździmy we czwórkę to będzie bez auta.
Ma to swoje plusy dodatnie jak mawia klasyk.
Ciemno. Spać się chce.
W końcu o 3:50 jest - siadamy wygodnie w autokarze i w drogę.
Jeszcze trochę krążenia po hotelach i wreszcie tunel czyli opuszczamy spiącą Alanię.
Czy wszystko mam?
Aparat, akumulatorki, ładowarka, karty pamięci...spokojnie rozkładam się razem z fotelem.
Wzdłuż wybrzeża do Manavgat, Side...zapełnianie autokaru trwa.
Monotonia jazdy trochę mnie zmorzyła.
Budzą mnie pierwsze promienie słońca.
I najpiękniejszy widok jaki mogłem sobie wymarzyć na zdjęcie.
Samotny minaret i wschodzące nad górami słońce...niestety autokar jedzie dalej.
Za oknem jakaś mieścina. Nitka asfaltu kluczy między wzgórzami.
Leniwie pod górę, coraz wyżej i wyżej.
Do pokonania góry Taurus.
Nitka asfaltu meandruje pomiędzy kolejnymi wzniesieniami.
Po prawej podobno największe jezioro na tej wysokości - źródło zaopatrzenia w wodę
dla okolicznych rolników.
Piękne widoki - piękne góry, piękna droga.
Dobrze, że tu jestem...
Jak powstał Taurus?
Legenda mówi, że:
Dawno temu był sobie Epitaurus. Pochodził ze Skandynawii. Wyruszył w świat i zawędrował do Turcji.
Ze względu na jasną cerę, oczy i włosy jego uroda była nietypowa w tym zakątku świata.
Dzięki temu cieszył się wielkim powodzeniem u kobiet. Król nie mógł tego znieść i postanowił
jakoś temu zaradzić. Nakazał Epitaurusowi ożenić się jak najszybciej albo wyjechać z kraju.
Epitaurus zaczął więc poszukiwania odpowiedniej kandydatki. Los chciał, że zakochał się w nimfie wodnej.
Nie mogli być razem, bo ona żyła w rzekach, źródłach, a on był człowiekiem. Epitaurus był nieszczęśliwy.
Dobry Bóg znalazł rozwiązanie. Zamienił Epitaurusa w pasmo górskie, rozciągające się na przestrzeni
półtora tysiąca kilometrów. Przez góry Taurus przepływają liczne rzeki i bije w nich wiele źródeł.
Tym samym Epitaurus i jego ukochana nimfa mogli na zawsze pozostać razem.
Zbocza gór porostają resztki lasów z sosną, dębem, jodłą syryjską i cedrem libańskim.
Fantastyczne kolory, zieleń taka żywa...
Pierwszy popas.
Przerwa śniadaniowa.
Jakiś bar i stacja benzynowa przy drodze.
Nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem.
Dookoła mnie wielka cisza.
Pierwsze wrażenie? Ogromna przestrzeń.
Szkoda mi czasu na jałowe siedzenie.
Chcę jak najwięcej zobaczyć, poznać, dotknąć.
Poprosiłem Piotra żeby grzecznie zjadł i czekał.
Jakby chcieli odjechać beze mnie to ma alarmować.
W oddali widzę jakąś osadę, meczet, warsztaty.
Szybkim krokiem to jakieś 10 minut drogi.
Nie ma co się dłużej zastanawiać - prawdziwa Turcja czeka na mnie.
Po drodze wodopój - symptomatyczny widok dla tego kraju.
Poidełko wyglądem tylko trochę przypominające te zabytkowe.
Co najważniejsze już wiem gdzie jestem - Seydisehir.
Ciekawe co oznata ten numer?
Jest tu jakiś kompleks typu "POM Strzelce Krajeńskie" czyli warsztaty naprawcze
dla maszyn rolniczych, samochodów i wszelakiej mechaniki.
Krótka rozmowa z jednym z ciekawskich pracowników warsztatu.
Wyszedł przed garaż, uważnie mi się przyglądał, patrzył co robię.
Był tak samo ciekawy mnie jak ja jego.
Kilka zdjęć.
Krótka wymiana uprzejmości i idę dalej.
Meczet.
Te punkciki to samoloty.
A ten już nie.
Pora wracać. Jestem mocno podekscytowany.
Wszystko jest takie "inne", ciekawe.