2 dzień - aklimatyzacja
Nie mogę spać.
Klima szumi, jest za gorąco albo za zimno.
Za miękko, za twardo, poduszka jakaś taka...
Trochę pospałem ale nie powiem żebym wypoczął.
Budzę się w końcu około 7 rano i nie wiem "o co chodzi".
Odsłaniam ciemne kotary i zaskoczenie - chmury.
Będzie padać? To raczej nie możliwe.
Temperatura mimo wczesnej pory dobija 30-tki.
Leniwie budzi się reszta towarzystwa.
Również reszta hotelu a później mam wrażenie i cała Turcja bo gwar zaczyna pomału wdzierać się przez otwarty balkon do pokoju.
Głośne rozmowy, śmiechy i przede wszystkim muzyka.
Z każdego hotelowego tarasu, z każdego samochodu, zewsząd - muzyka.
Od dziś tak mi się będzie kojarzył tej kraj.
Bo każdy dzień jest muzyką - taka jest Turcja
Trzeba zarządzić jakiś plan dnia:
1. Śniadanie
2. Ciepły basen
3. Zimne piwo
4. Coś na mieście - blisko.
Kolejność nie gra zbytnio roli.
W tak zwanym międzyczasie odbyło się spotkanie z panią Rezydent.
Przedstawiona została oferta wycieczek fakultatywnych.
Pani zareklamowała swój kramik oraz kategorycznie przestrzegła przed konsekwencjami korzystania z innych agencji
(w domyśle wszystkich), które kuszą niższymi ceniami ale to tylko dlatego, że działają na pograniczu prawa albo drastycznie je łamią (np. Tursan).
Pogawędka trwała może 20 minut po czym Pani dała urlopowiczom 15 minut na wybranie podróży swojego życia.
Ceny...
Po tym czasie Pani zmyła się do innego hotelu, których obsługiwała kilka i tyle ją więcej widzieliśmy.
Oczywiście zostawiła jakieś namiary ale nie czułem potrzeby bliższego kontaktu.
Rotacja gości następuje zazwyczaj co tydzień więc jeszcze (w razie czego) będzie okazja do rozmowy.
Zresztą pobyt dłuższy niż 7 dni wiąże się nie tylko z powtórną wizytą i prezentacją Rezydenta.
Śniadanie.
Nie mam zbytnio apetytu. Zresztą co tu wybrać.
Chlebek - ooooo, dobry...
A do chlebka?
Jakaś czerwona wędlina o konsystencji mortadeli, ser, twaróg, dżem, miód, mleko, jakieś ziarna do mleka, pomidor, ogórki,
papryki, sałatki...
Stop.
Pomidor ze skórą!
I tu stanęła mi przed oczami Ula i jest przestroga - żadnego pomidora ze skórą, żadnego lodu w drinkach, żadnej mokrej sałaty,
woda tylko butelkowana...
Takiego globtrotera warto przecież słuchać.
W końcu nie jednego pomidora jadła...
Jak tu żyć?
Ciężkie jest życie podróżnika w dzikiej Azji.
Wszędzie czai się jakaś "zemsta/klątwa".
Jest lekarstwo - przecież Piotrek pisał żeby pić dużo coli i lakcid.
Szybkim i pewnym krokiem skierowałem się więc do przybasenowego baru.
- Łan cola plis.
- Wit?
- No ajs!
- Wit wodka, dzin, łyski?
- Hmmmm.
Przypomniał mi się tekst: witamian jest witamina, wypijasz takie dwie i masz komplet.
Zatem żeby mieć komplet trzeba colę czymś wspomóc.
Zobaczyłem za kontuarem ciekawą butelkę z jeszcze ciekawszym napisem.
Widzę, że można z bakteriami walczyć bronią konwencjonalną.
Mój arsenał (oprócz coli) powiększył się więc o śmiercionośną bazookę.
Tak uzbrojony rozpocząłem tą nierówną, wyniszczająca walkę z jelitowymi partyzantami.
Żadnych jeńców.
Od tego momentu spokojnym (żeby nie powiedzieć - luźnym) krokiem przekraczałem próg stołówki.
Niestety w większości nie mam pojęcia co jem:
Słodycze - coś nie coś do kawy - słodko tak jak lubię:
A niektóre nie dość, że słodkie same w sobie to jeszcze nasączone w czymś co jest jeszcze słodsze.
Podoba mi się takie spojrzenie na życie...
Gdyby jednak czegoś zabrakło to po drugiej stronie ulicy mamy sklep:
Nie zabrakło...
Jakby co to zawsze przed hotelem stali taksiarze chętni do podwiezienia.
Za każdym razem gdy ktoś wyglądający na turystę pojawił się na horyzoncie słychać było:
Hej mister! Haloo. Łer ju wont go? Misteeer!
No to teraz do pokoju rozpakować się i do wody.
Żeby coś mruczało włączam TV.
Było chyba 6 kanałów i znajome twarze:
No to jestem w domu.
Był też kanał TVP Polonia więc można na bieżąco śledzić wydarzenia pod pałacem...
Zarządziłem jednak dyscyplinę partyjną i zakazałem informowania mnie o njusach z kraju.
Najczęściej oglądałem turecki kryminał (serial podobny do naszych Kryminalnych)
oraz bratnie Wremja.
Miło było posłuchać i popatrzeć jak Rosjanie dziękują naszym dzielnym strażakom za pomoc w obronie Moskwy przed pożarami.
Teraz pora na małe słoneczko.
A żeby nie narażać się na udar na początek aklimatyzacja basenowa i barowa na zmianę:
Piotrek (ale nie tylko) szalał na całego:
Ciepło...
Hotel za dnia.
Szybkie spojrzenie wystarczy żeby docenić ten budynek.
Nie jest to typowy mrówkowiec z 1452-ma pokojami.
Można powiedzieć, że jak na tureckie (okoliczne) warunki jest bardzo kameralnie.
Hotel znajduje się w dzielnicy Oba. Jak wielka to prowincja niech świadczy fakt,
że nawet city mapa, którą dostałem w informacji turystycznej nie obejmuje tego rejonu - i bardzo dobrze.
Dolmuszem do centrum to wycieczka zajmująca coś około 15 minut jazdy (jakieś 2 km).
Ruch tu mniejszy (pomijając główną, trzypasmową arterię w obu kierunkach).
Maja może swobodnie i w miarę spokojnie dreptać chodnikami, kupców jest mało a co za tym idzie nie odczuwa się
zbytniej, handlowej "napastliwości".
Do plaży mamy spacerkiem ok. 10 minut.
Widać z balkonu - wystarczy przejść się tą uliczką do końca:
Ulica nazywa się Ananas Sk.
Wykorzystane materiały pochodzą z: cabukic.com, google.maps
c.d.n.