Właśnie wróciłem z Chorwacji, gdzie próbowałem swoich sił w wędkowaniu, będąc na rejsie jachtem po Adriatyku. Chcę się podzielić swoimi doświadczeniami w tym temacie, bo wiedza o wędkowaniu w Adriatyku jest u nas w kraju niewielka. Niestety nie udało mi się złowić tuńczyka ale miałem dwa brania rekinów, z których jednen skończył na patelni a drugi tuż przy burcie jachtu wypiął się z haczyka. Złowiony rekin miał około 1,4 m i ważył około 8 kg. Wyciągnąłem go po zmroku z głębokości około 13 m, kiedy zatrzymaliśmy się na nocleg w jednej z malowniczych zatoczek. Zestaw który przygotowałem był typowym zestawem do łowienia dorsza w Bałtyku, z tym, że zamiast pilkera zaopatrzonego w kotywiczki na swym końcu posiadał ciężką oliwkę pozwalającą opuścić zestaw na dno i wyczuć na kiju zarówno branie jak i fakt osiągnięcia okolic dna przez zestaw. Z pilkera zrezygnowałem z obawy przed zaczepami o kamieniste dno, o których na tym forum wcześniej przeczytałem. Nad oliwką zestaw posiadał choinkę, czyli trzy boczne troki ze sztucznymi przynętami imitującymi krewetki. Dodatkowo na haczyki przynęt założyłem kawałki świeżo złowionej belony. Sądzę, że kluczową sprawą w zwabieniu drapieżników były nie sztuczne przynęty - bo przecież było już po zmroku - a zapach świeżego mięsa belony.
Złowiony rekin nie był oczywiście ludojadem choć zęby miał ostre jak mleczne kły małego psa. Jego szczęki nie były wielkie. Po rozwarciu były nieco większe od pięciozłotówki.
Są to bardzo silne i dzielne ryby a przy tym bardzo piękne. W świetle latarki, kiedy walczył tuż pod powierzchnią wody jego kształt i majestatyczne ruchy budziły podziw i respekt.
Skóra w kolorze beżowym (kawy z mlekiem) jest bardzo twarda. Trudno ją przebić nawet ostrym haczykiem. W jednym kierunku jest szorstka jak drobnoziarnisty papier ścierny.
Obydwa brania rekinów miały miejsce w odstępie czasu nie większym niż 40 minut. Przypuszczam, że gdybym po wyciągnieciu ryby dalej wędkował, z pewnością jeszcze tej nocy bym coś złowił, jednak moja wędka podczas zabiegów związanych z wyciąganiem ryby na pokład uległa uszkodzeniu a w świetle latarki i w stanie emocji w jakim się znajdowałem truno było mi ją naprawiać.
Spośród miejsc, w jakich się zatrzymywaliśmy, ta jedna zatoczka wyróżniała się. Wyróżniała się zarówno głębokością (11 - 14 m) jak i obfitością belon. Bardzo możliwe, że to one stanowią główny składnik pożywienia drapieżników w tamtych okolicach, bo kiedy dopływaliśmy do zatoczki jeszcze na pełnym morzu (w okolicach Kornat) widziałem stada belon wyskakujących nad powierzchnię wody w ucieczce przed drapieżnikiem. Później nigdy już się z tym nie spotkałem; być może z powodu ustania żerowań związanych ze zmianą pogody; zaczął wiać Jugo -- silny i ciepły wiatr południowo wschodni.
Belony, które tak skutecznie wabiły rekiny złowiłem na ... krakowską suchą. Drobny kawałek kiełbasy na niewielkim haczyku (rozmiar okazał się bardzo skuteczną przynętą na ryby o długości 40 cm. Mniejszym sztukom mój haczyk nie mieścił się w szpiczastym dziobie (bo trudno to nazwać inaczej). Ciekawostką jest, że mięso tych ryb po przecięciu zmienia kolor na niebiesko zielony. Być może, że mniejsza, żywa belona w całości założona na duży haczyk stanowiłaby lepszą przynętę na drapierznika niż moja sztuczna z kawałkiem belony.
Bardzo żałowałem, że zmieniła się pogoda oraz tego, że nigdy później nie zawinęliśmy do żadnej głębokiej zatoczki. Ustaly brania. Nawet mniejsze ryby nie były zainteresowane przynętą. Żałowałem również, że nie zabrałem bardzo małych haczyków (nr 12) i najcieńszego przyponu. Ryby o kształcie i rozmiarach naszych płotek były na tyle ostrożne, że zrzucały z mojego haczyka przynętę nie narażając się na zaczepienie. Podobne zachowanie zauważyłem u naszych płotek w okresach kiedy nie żerują a wtedy haczyk 12 i bardzo cienki przypon załatwia sprawę.
Podczas pływania jachtem próbowałem rówież trolingu. Zestaw który opisałem na wstępnie ciągnięty za łódką okazał się nieskuteczny zarówno wtedy kiedy był zaopatrzony w kawałki belony jak i bez nich. Nawet przy dwóch ciężkich oliwkach nie opadał w okolice dna podczas ciągnięcia z prędkością rozwijaną przez łódkę.
Jeszcze dwa słowa o rekinach. Otóż nie wszystkie są jadalne. Ten groźny dla ludzi (ludojad) jest miejadalny. Również jeden z mniejszych, choć nie jest w stanie ugryźć i jest jadalny, stanowi zagrożenie z powodu posiadania kolca jadowego w płetwie górnej. Należy zachować ostrożność jeżeli pierwszy z promieni płetwy wyraźnie odstaje od pozostałych promieni w płetwie górnej. Ten złowiony przeze mnie nie miał kolca jadowego ani nie był ludojadem, jednak dopóki żył, na wszelki wypadek unikałem kontaktu z jego zębami.
Mięso rekina jest bardzo smaczne. Nawet skóra, która na surowo jest bardzo twarda, po usmażeniu rozpływa się w ustach. Smak rekina po przyrządzeniu usytuowałbym pomiędzy okoniem a pangą. Mięso jest kleiste i całkowicie pozbawione ości.
Mam nadzieję, że moje doświadczenia zawarte w powyższym tekście komuś się przydadzą i przysporzą dużych emocji i miłych wrażeń.