Dzień 5 (21.04.2014)Niestety to był ostatni dzień wielkanocnego urlopu
Należało odpowiednio zaplanować powrót aby coś jeszcze po drodze zobaczyć.
Po nieudanej próbie obejrzenia zamku w Sárospatak pomyślałem, że moglibyśmy go zobaczyć w drodze powrotnej a przy okazji zobaczyć może jeszcze jeden czy dwa inne zamki w Górach Zemplińskich -
Boldogkői vár,
Regéci vár czy też
Füzéri vár. Obranie takiej trasy powrotnej oznaczało wydłużenie drogi o ok. 150 km ale również o kilka godzin. Pomimo to plan uzyskał wstępną akceptację. Inną alternatywą był powrót przez
Hollókő - wpisaną na listę UNESCO wieś-skansen, gdzie również znajdują się ruiny
zamku. Co więcej, w lany poniedziałek odbywa się tam festyn ludowy
Ten plan również uzyskał wstępną akceptację
Wypadałoby wracać do domu dwa razy
Niestety postanowiłem sprawdzić prognozę pogody
Zapowiadają dość silne opady i pełne zachmurzenie. To nie pogoda na włóczenie się po zamkach
W związku z tym powstał plan na deszczową pogodę, czyli jak zwykle w takich przypadkach, zwiedzanie jaskini
Wybór był prosty.
Baradla-barlangDojechaliśmy na parking i zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc. Nieco mnie to zdziwiło. Przecież kilka dni wcześniej przy jaskini Domica było pusto
Widocznie Węgrzy więcej zwiedzają
Idziemy do kasy kupić bilety - kolejka na 20 minut - ponieważ jesteśmy 2+1 możemy już zakupić bilet rodzinny, opłaty za fotografowanie nie ma. Cena dla naszej trójki to mniej więcej połowa tego co w sąsiedniej słowackiej jaskini. Mamy 40 minut do wejścia więc idziemy kupić młodemu obiecanego wcześniej langosza.
Do mnie te placki nie przemawiają, na szczęście młodemu smakuje
W okolicy jest masa kramów i sklep z pamiątkami. Szczęśliwie udaje się odłożyć sprawę zakupów na później.
Wraz z licznym tłumem wchodzimy do środka, przewodnik
godo po tutejszemu jest śmiesznie
Po pewnym czasie docieramy do największej sali w tej jaskini. Muszę przyznać, że jest całkiem spora i ma doskonałą akustykę. W niej to odbywają się koncerty i przedstawienia. Udostępniana jest również młodym parom do ślubów. Przewodnik wyłącza światła i daje małą próbkę możliwości tego miejsca. Dźwięk odbija się od ścian sali i wraca ze zdwojoną siłą. W rytm płynącej muzyki podświetlane są różne formy naciekowe. Robi to niezłe wrażenie.
Pokaz nie trwa jednak dłużej niż 10 minut. Idziemy dalej skupiając wzrok na rozmaitych tworach. Niestety zagubiłem otrzymaną wraz z biletem mapę jaskini wraz z opisem poszczególnych miejsc
Wrzucę zatem kilka zdjęć bez opisu.
Wyjście z jaskini znajduje się kilka minut drogi od wejścia, przy którym można kupić lody. Stoimy więc w kolejce
Kobieta nakładająca pyszności jakaś opieszała... klienci przed nami wkurzający... bo jak się nie denerwować, gdy jedna osoba przed nami kupuje je dla całej chyba wycieczki
ale nic to, nadeszła nasza kolej
Ponieważ staliśmy przy ladzie dobre kilkanaście minut, dokonaliśmy wyboru smaków. Niestety, te które wybraliśmy są zbyt... twarde i nie da się ich nałożyć
nieśpiesznie wybraliśmy inne smaki, na szczęście były dobre
Po konsumpcji udaliśmy się do budynku informacji turystycznej gdzie znajduje się sklep z pamiątkami. Co mnie tutaj zdziwiło, to niskie ceny map i przewodników, np. angielska wersja atlasu Słowackiego Krasu i Parku Aggtelek wraz z dokładnymi mapami kosztowała ok. 10 złotych
W sumie za wspomniany atlas, poglądową mapę PN, mapę Gemeru i pamiątkową przypinkę do plecaka zapłaciłem 2100 HUF = 29.55 PLN
Poszliśmy jeszcze w kierunku wspomnianych kramów, gdzie miałem ochotę kupić kociołek zawieszany nad ogniskiem, jednak nie można tam płacić kartą a miejscowych pieniążków starczyło tylko na jakiś bzdet dla młodego. Jak napisałem na początku, zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc na parkingu ale teraz auta stoją już wzdłuż drogi, prawie do granicy ze Słowacją
Nie spodziewałem się czegoś takiego.
Wiedząc, że to już nasz ostatni punkt tej wycieczki ze smutkiem wsiadamy do auta.
Na pocieszenie zatrzymujemy się jeszcze na chwilę aby popatrzeć na Dobsinę.
Tuż za Ždiarem spoglądamy jeszcze na Tatry Bielskie.
Nie mogąc rozstać się z widokami przystaję jeszcze na chwilę, już po polskiej stronie granicy.
W okolicach północy docieramy do domu z postanowieniem - kolejne Święta Wielkanocne spędzimy poza domem.