Abordaże przed- i zakanałowe czyli 'Good morning, Pirate'
Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Podróż rozpoczęliśmy w poniedziałek o 23:30, pierwszy raz wybraliśmy się gdziekolwiek jadąc nocą. Wszystko szło nieźle (poza tym, że młody trochę jęczał, że mu niewygodnie i chce własne łóżeczko ) jednak tuż przed świtem a zarazem przed granicą z Niemcami oczy zaczęły opadać Pół godziny kimania na parkingu i się odrodziłem Zaczynający się dzień dodał mi sił i tym sposobem dalsza droga była już przyjemnością. Pierwszy dłuższy przystanek zaplanowałem w okolicach pokazanych wyżej zamków. Okazało się, że piknik zrobiliśmy sobie na parkingu przy zamku Wachsenburg. Było bardzo ciepło i miło, młody zachwycony posiłkiem na świeżym powietrzu Jedna rzecz mnie tylko denerwowała, niby świeciło słońce a jednak powietrze było jakieś takie nieprzejrzyste, fatalne światło jeśli chodzi o fotografię Po jedzonku ruszyliśmy dalej, mieliśmy jeszcze sporo kilometrów do noclegu a kilka miejsc do odwiedzenia w planie.
Obrazki sielankowe, uspokajające. Nie dajcie się jednak zwieść, stąpamy po budzącym się do życia potworze. Próbuję znaleźć tego oznaki jednak albo szukam w złym miejscu albo, mam nadzieję, uspokoił się. Nie wypatrzyłem tych słynnych już bąbelków wydostających się z dna gazów. Tak, kilka lat temu zauważono, że prawdopodobnie drzemiący pod jeziorem wulkan budzi się ze snu. Zaczęły się wydobywać gazy oraz zanotowano kilka dość silnych wstrząsów sejsmicznych, najsilniejszy, na głębokości 1 km miał magnitudę 5,6 a to już całkiem sporo. Ostatni wybuch miał miejsce 12.900 lat temu i ocenia się, że wg Indeksu Eksplozywności Wulkanicznej osiągnął wartość 6 czyli zniszczenia spowodowane wybuchem były kolosalne. Niektórzy uspokajają twierdząc, że wulkan należy do grupy monogenetycznych czyli wybuchających tylko raz. Miejmy nadzieję, że się nie mylą.
Nieopodal jeziora znajduje się klasztor benedyktyński. Jest piękny a mnie przypomina kościoły w Armenii.
W kościele obowiązuje zakaz fotografowania. Wnętrze jest ciekawe, bez nadmiaru ozdób, ciekawy jest ołtarz (zdjęcie z sieci).
Wstępujemy jeszcze do sklepu z pamiątkami i udajemy się na parking. Muszę w końcu za niego zapłacić. Ale gdzie? Pytam w sklepie i okazuje się, że gdy w zielonej budce nie ma nikogo to mam Glück i mogę odjechać bez opłaty Jak się okazało szczęście parkingowe dopisało mi w czasie tej podróży jeszcze kilka razy Czas ruszyć dalej.
Szczerze mówiąc to jezioro zrobiło na mnie najmniejsze wrażenie. Być może będzie kiedyś okazja wrócić w okolice i obejrzeć je wszystkie. Zaczęło się robić późno więc wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy już na kwaterę robiąc po drodze zakupy w tamtejszym alkoholowym Po dotarciu na miejsce i rozpakowaniu gratów miałem okazję skosztować miejscowych specjałów. Były wspaniałe
Dnia poprzedniego postanowiliśmy, że wyśpimy się po podróży więc budzik nastawiony na 9-tą. Jednak nie był potrzebny, wstaliśmy wcześniej. Rozejrzeliśmy się, gdzie to nocowaliśmy.
Mieszkanko było sympatyczne, całkiem spore, łóżko wygodne, woda w kranie gorąca, kuchnia dobrze wyposażona. Otoczenie też miłe, całkiem sporo atrakcji dla dzieci, zjeżdżalnie, trampoliny i takie tam. Oprócz tego trochę zwierzaków Młody popędził karmić kozy i świnki. Jedna z kóz wzbudziła szczególną sympatię
Ciekawe czy jej ubarwienie związane jest z faktem, że za tym płotkiem, który jest widoczny na zdjęciu jest już inny kraj?
Świnia też nie jak Wietnamka wyglądała
No cóż, pogranicze. Wróble za to normalne
Sporo kwiatów, jakoś tak o wiele bardziej wiosennie niż u nas.
Ale żeby kwiatki same z siebie rosły między betonowymi płytami? To już przesada
Spodobało nam się na tyle, że postanowiliśmy zmienić plany na drogę powrotną i zanocować tutaj ponownie. Jak się miało wieczorem okazać była to doskonała decyzja. Do wieczora jednak było całkiem sporo czasu więc postanowiliśmy zobaczyć kawałeczek Luksemburga. A więc w drogę. Nie ujechaliśmy jednak daleko gdyż ujrzałem to:
Zapory przeciwpancerne w przebiegu linii Zygfryda.
Pierwotnie mieliśmy pojechać do stolicy Luksemburga jednak stwierdziliśmy, że zwiedzanie dużego miasta nie sprawi nam przyjemności. Postanowiliśmy zwiedzić bardziej kameralne miejsca.
Wnętrze klasztornego kościoła jest piękne w swej prostocie.
Idziemy jeszcze do małego muzeum. Nie ma nikogo. Jednak gdy otwieramy drzwi, zapala się światło, z głośników zaczyna cichutko płynąć kościelna muzyka.
Tutaj przedstawione są dzieje św. Benedykta.
Bardzo nam się klasztor podobał, ciche i spokojne miejsce. Żałujemy jedynie, że nie kupiliśmy soku jabłkowego produkowanego przez mnichów - sprzedaż tylko w określonych godzinach Z opactwa idziemy obejrzeć zamek.
Samego miasteczka nie zwiedzaliśmy, podjechaliśmy na parking nieopodal zamku i znów mieliśmy parkingowe szczęście Przy parkomacie grzebie jakiś gość więc się grzecznie pytam gdzie mam zapłacić. Zepsuty, parkowanie darmowe
Zamek robi całkiem spore wrażenie, położony na skale doskonale wygląda pośród wzgórz. Za dostęp do wnętrz płaci się niewiele, 6€ od dorosłego, 2€ za dziecko. W Luksemburgu można wykupić kartę upoważniającą do wstępu do ponad 60 muzeów i atrakcji turystycznych. Karta rodzinna (2-5 osób) kosztuje: jednodniowa - 28€, dwudniowa - 48€, trzydniowa - 68€. Transport publiczny w ramach karty jest darmowy.
Do biletu dostaje się mini przewodnik po zamku z oznaczoną trasą zwiedzania.
Młodemu jak zwykle najbardziej podobają się wszelkiego rodzaju zbroje, szable itp.
Czytałem kiedyś w przewodniku, że to bardzo znana i popularna atrakcja turystyczna tego kraju. Bałem się tłumów i komercji. Miło się zaskoczyłem, ludzi niewiele, atmosfera bardzo sympatyczna. Naprawdę warto tutaj zajrzeć, polecam.