17 Lipiec- Sobota: Powrót do domuBudzik dzwoni o godzinie 4.40.
Oczywiście nie obyło się bez włączenia drzemki, bo kto to widział wstawać o takiej porze
Chcąc nie chcąc, na nogach jesteśmy już o 5.
Niejaką satysfakcję sprawia mi fakt, że tym razem to nie owce obudziły mnie, ale ja owce, bo dwie takie zaspane spotkałam w drodze do toalety
Zaczynamy składać namiot i resztę rzeczy, które jeszcze nie zostały spakowane. Wszystko, o dziwo, idzie sprawnie. Na tyle sprawnie, że decydujemy się jeszcze wskoczyć pod prysznic, prom odpływa o 6:30. Zdążymy.
W drogę. Nie mogę się nie zatrzymać w punkcie widokowym i zrobić paru zdjęć słoneczku, które też dopiero co się obudziło.
Dojeżdżamy do przeprawy promowej i ustawiamy się w kolejce. Wysiadam i idę po bilety. I tak idę i idę i końca kolejki nie widać.
Po raz pierwszy do głowy przychodzi mi myśl, że możemy się nie zmieścić na prom
Utwierdza mnie w tym fakcie przyjazd dwóch autobusów i jednego samochodu dostawczego, którzy mogą ominąć całą kolejkę i wjechać na pokład jako jedni z pierwszych.
Do samochodu wracam już nieźle wkurzona, mąż spogląda tylko na mnie z boku i wie, że lepiej nic nie mówić
Kolejka się ruszyła, powoli staczamy się w kierunku promu.
Wkrada się w nas nadzieja, że jednak się zmieścimy. Na pierwszy rzut oka prom jest pełny, teraz albo wjedziemy, albo zamkną nam wjazd przed nosem.
Tylko jeden samochód przed nami...na pokładzie coś się podnosi...kurcze nie wjedziemy, podnoszą wjazd.
O dziwo okazało się, że to nie wjazd był podnoszony, tylko otwierali promową piwnicę
Pierwszy raz takie coś widziałam
Spokojnie wjeżdżamy pod pokład i idziemy pomachać wyspie na pożegnanie.
Później została nam już tylko droga do domu. Teraz okaże się jak wyglądają powroty do domu w dniu pańskim: sobota
Wjeżdżamy na autostradę. W przeciwnym kierunku są gigantyczne korki. Nie możemy się nadziwić, że korek może być tak ogromny
Nam na szczęście udaje się przejechać bez problemów i nie tracimy nawet minutki na czekanie, na cokolwiek. Jedyne miejsce, gdzie można było trochę postać ( tak na oko może z 1,5h) były bramki przy Zagrzebiu, ale my nauczeni doświadczeniem wcześniej zjeżdżamy na pas "only cards" i mkniemy dalej jak strzała
Droga przez Chorwację przeleciała bardzo szybko. Już granica.
W przeciwnym kierunku znowu korek. Towarzyszył nam od granicy, do zjazdu ze słoweńskiej autostrady
Odbijając w prawo na Ptuj przed samą autostradą widzimy, że korek ciągnie się jeszcze zdrowo po tej płatnej, wspanialej autostradzie. Kolejny powód, żeby ją omijać
Słowenia to jak zwykle przyjemna jazda, zielone krajobrazy i ładne miasteczka.
W końcu przekraczamy granicę, ten most kojarzą chyba wszyscy, którzy jeżdżą objazdem
W Austrii robimy jeszcze dłuższy postój, wyciągamy butlę gazową, talerze i robimy sobie malutki obiadek w postaci kaszy i klopsików
To taki nasz mały wakacyjny zwyczaj, obiadek na parkingu
Może nie jakiś wykwintny, ale ile daje radości
Austria, Czechy, Chałupki i w końcu Gliwice.
Jesteśmy w domu. Zmęczeni, ale uśmiechnięci i zadowoleni. Nie taka sobota straszna jak ją malują, ale trzeba przyznać, że ci którzy w tym dniu jechali do Cro, to musieli dużo zdrowia stracić w tych korkach
I tak...
To już jest koniec, nie ma już nic, jesteście wolni, możecie iść
Mam nadzieję, że relacja przyda się komuś podczas planowania swoich wakacji, a jeżeli nie, to może sprawiłam komuś malutką przyjemność zdjęciami naszego kochanego Jadranu i opisami mniej lub bardziej znajomych miejsc.
Chciałam bardzo podziękować, za obecność i miłe komentarze wszystkim Wam, moi drodzy Cromaniacy