W podziękowaniu za wszelkie rady i pomoc w kwestiach dotyczących wakacji w Chorwacji zabieram się natenczas za relacjonowanie tegorocznego pobytu. To były nasze – moje i męża – drugie odwiedziny w tym pięknym kraju. Poprzednio, w 2010 roku, zwiedzaliśmy: Plitwickie Jeziora, Tribunj i okolice, wodospady Krka, Makarską Riwierę oraz wyspę Hvar. Relację z tamtej podróży można przeczytać tutaj:
https://www.cro.pl/3-20-ix-2010-plitvice-tribunj-brela-i-cudny-hvar-t42768.html.
Tym razem podróżowaliśmy w towarzystwie dwójki dwuletnich skrzatów, więc program nie był aż tak bogaty, nad czym ubolewam. Brakowało mi trochę niespiesznej jazdy do zarysowanego – a nie ściśle wyznaczonego – celu, spokojnego podziwiania widoków i docierania w różne ciekawe i czasem zaskakujące miejsca. Cóż, z dziećmi podróżuje się trochę inaczej W miarę ich "dorastania" na pewno będziemy pozwalać sobie na coraz więcej. Najważniejsze że nasze córki naprawdę lubią podróżować i jak na takie małe szkraby wykazują bardzo dużo cierpliwości do długich tras.
A trasa wiodła z Warszawy przez Wiedeń do Crikvenicy w Kvarnerze, a później na wyspę Brać. I z powrotem
"Nach Wien" wyruszyliśmy w sobotni poranek. Dotarliśmy bez przygód późnym popołudniem, wieczorem zaliczyliśmy Prater, a następnego dnia ZOO. Pogoda dopisywała, dopiero w poniedziałek rano zaczęło padać... a nawet lać... jak z cebra... i był to dobry moment, żeby ruszyć na południe w poszukiwaniu słońca
Austria aż do granicy – leje.
Słowenia – leje.
Chorwacja – leje.
Na autostradzie ograniczenia do 80 km/h, więc wleczemy się jak żółw. I do Crikvenicy docieramy późno... zbyt późno.
A dlaczego Crikvenica? Ano dlatego, że...
1. Dość blisko Wiednia (nie brałam pod uwagę niesprzyjających warunków atmosferycznych!) – liczyliśmy na to, że uda się tam dojechać w miarę wcześnie i mieć czas na szukanie przyzwoitej kwatery. Bo wyjazd oczywiście w ciemno.
2. Znajoma polecała mi to miejsce i plażę jako dobrą dla dzieci.
3. Ciekawa byłam Kvarneru... choć trochę się go bałam po Dalmacji.
4. Chciałam zobaczyć zamek w Driveniku i pokazać dziewczynkom rozreklamowane crikvenickie akwarium (na widok koników morskich w swojej obrazkowej książeczce niezmiennie zaczynały kląskać ).
W Crikvenicy szczęśliwie już nie leje. Rozglądamy się zatem... i nie widzimy nic ciekawego. Ani tam ładnie, ani przyjemnie... Szybko trafiamy na pana, który oferuje nam kwaterę... ale gdzie! Za siedmioma ulicami, za siedemnastoma domami... na szczycie wieeelkiej góry. Widok wyborny, tylko droga do plaży zdecydowanie nie na nóżki dwulatek. Szukamy zatem czegoś innego... szukamy... szukamy... domy pozamykane... apartamentów jak na lekarstwo... nie ma w czym wybierać... bieda! Ogólnie rzecz biorąc Crikvenica niespecjalnie nam się podoba... hmm, mało powiedziane, niemniej to dopiero pierwszy rzut oka...
Mamy jeszcze nadzieję, że nasze odczucia się zmienią...
Dajemy szansę Crikvenicy...
W każdym razie w necie wyglądała zdecydowanie lepiej!
CDN - prawdopodobnie w poniedziałek.