Re: 9-20.IX.2013, Crikvenica i wyspa Brać... z deszczem w tl
Tutaj również:
ines napisał(a):Witaj, we wrześniu jeśli jest zalamanie pogody to trwa ok 2 dni, jeździliśmy przez 7 lat we wrześniu i chyba raz trafiła nam się taka zła pogoda przez całe dwa dni, a tak to zazwyczaj słonce i ponad 30 stopni
https://www.cro.pl/we-wrzesniu-z-maluchami-krk-cres-a-moze-rab-t42383.htmlNiektórzy po prostu mają czasem więcej szczęścia
Zapraszam na cd.
Jesteśmy w Supetarze... we właściwym czasie i we właściwym miejscu...
i rozglądamy się za kwaterą.
Małżonek z córką nr 2 lezie gdzieś dalej, ale ja z córką nr 1, zawróciwszy męża, uderzam do pierwszego z brzegu domu, najbliżej plaży, wprawdzie również przy ulicy, ale mało ruchliwej, no i zakonotowałam sobie wcześniej zakaz jazdy po niej od 21 do 7.
Dom wygląda tak:
Wychodzi do nas pan starszy, zdający się być zdziwiony iż nas widzi
tzn. tak jakby w dużym szoku, że chcemy coś od niego wynająć. Ale po otrząśnięciu się zaprasza nas do pięknego apartamentu (z balkonem idealnym dla dzieci – bo w Crikvenicy czarny scenariusz przewidywał, iż nasze chudziny przecisną się między barierkami i wypadną): salon z kuchnią, sypialenka, łazienka (w sumie 4 porządne miejsca do spania). Wszystko nowiutkie, bo podobno pierwszy rok wynajmowane. Pan ma tylko dwa apartamenty, na pierwszym piętrze; upewniam się, że obok nie natrafimy na sąsiadów
(Gospodarze mieszkają na parterze.)
55 euro za noc - małżonek przytakuje zachwycony, bo apartamencik naprawdę jest super - a ja zbijam do 50, aczkolwiek podejrzewam, że pan sprzedałby i za 45. No, ale dobra. O ileż taniej niż w Crikvenicy, hehe. I taniej niż we Władysławowie przy podobnych warunkach
Zresztą rozbraja mnie szczerość pana Ivana, który stwierdza, że: "Gdzieś dalej na pewno znaleźlibyście coś tańszego... ale bądźmy szczerzy [szeroki uśmiech] – u mnie jest najlepiej."
No i powiedzmy sobie jasno – nie chce nam się ciągnąć dzieciaków i oglądać kolejnych miejscówek (tak, jak zrobilibyśmy to będąc tylko we dwoje), tym bardziej że dziewczynki są mocno zaaferowane naszym "nowym domkiem" i prawdopodobnie trudno byłoby je stąd wyprowadzić
Rozmawiamy przez dłuższą chwilę, właściciel i jego żona to przesympatyczni ludzie! Pani Milica zabawia nasze córki, pokazuje co, gdzie i jak, znosi nam koce, ręczniki, pościel, normalnie dwoi się i troi, żeby nas ugościć jak najlepiej. I nie może się z nami rozstać w ogóle
Zgaduje się coś o oliwkach rosnących w ogrodzie, więc pytam o figi moje ulubione... i tak, tak...
...po kwadransie dostaję cały talerz, również z ogrodu naszych miłych państwa
Czuję się szczęśliwa! Są to figi pierwsze, ale nie ostatnie, bo jesteśmy nimi częstowani codziennie, aż do zamknięcia figowego sezonu, na kilka dni przed naszym odjazdem.
Rozpakowujemy się troszeczkę i idziemy na plażę... chcąc skorzystać, zanim dogonią nas chmury widoczne już na niebie.
A plaża wygląda tak:
Dzień kończy się dla mnie bardzo miło
Do Studenaca mamy rzut beretem, więc niczego nie brakuje
Mapka poglądowa:
CDN