Odnośnie zdobywania pierwszych szlifów w fotografii, to sporo dobrych fotografów uczących ludzi jak robić sensowne zdjęcia (nie jakieś tam, ale sensowne!) twierdzi, że zanim nawet kupi się aparat i zanim zacznie się nim człowiek bawić, grzebać w ustawieniach, pstrykać dla samej radochy uwieczniania, to przede wszystkim trzeba nauczyć się "myślenia fotograficznego".
Co to znaczy?
Otóż ten pierwszy stopień wtajemniczenia polega na umiejętności odrzucenia takiego patrzenia na otoczenie jak robią to wszyscy inni patrzący, a nabycia sztuki patrzenia pod kątem planowania zdjęcia.
W grupie osób mających aparaty stosunkowo szybko widać, kto posiadł taką umiejętność a kto nie i pstryka co popadnie, bo przecież teraz jest cyfra i można se pstrykać do woli...
Planowanie zdjęcia to nic innego, jak owe kształtowanie kadru w głowie- jeszcze zanim przyłożymy wizjer do oka, ewentualnie pomagając sobie wizjerem- co jest łatwiejsze, bo widzimy to, co zmieści się na klatce kadru. Dopiero tutaj wkraczamy do zasad kompozycji opisanych przez Ryśka.
Jestem zdania - i dobrze na swoim przykładzie to pamiętam- że o wiele lepiej jest nauczyć się właśnie tego fotograficznego myślenia, tego wypatrywania niebanalnych, nietypowych, ciekawych, rzeczywiście ładnych rzeczy- zanim wyruszy się na łowy z aparatem.
Pytanie w naszej głowie nie ma brzmieć "po co to fotografować", lecz "jak to sfotografować, aby zdjęcie było niezwyczajne?"
Zawsze trzeba też samego siebie spytać przed pędzącą juz do naszych palców decyzją o naciśnięciu spustu migawy: "co ja chcę na tym zdjęciu mieć i dlaczego?"
Paradoks polega na tym, że niemal wszyscy mający dzisiaj lustrzanki, są przekonani, że juz wiedzą co chcą fotografować- ale to nadal często tylko złudzenie- wynikające z naszej świadomości kontroli tego, co widzimy...
Granica pomiędzy świadomym i zaawansowanym, progresywnym planowaniem kadru a strzelaniem tego, co jest w naszej opinii po prostu "fajne i ładne" jest tym wyraźniejsza, im bardziej dojrzali w fotografowaniu jesteśmy.