Dzień 2Na początek trochę wyjaśnień na temat marokańskich budowli. Skopiowane z Wikipedii.
Kasba – forteca, ufortyfikowany zespół obronny górujący nad miastem, który można spotkać w Afryce Północnej (np. w Algierze). W obszarze obwarowań kasby mieścił się pałac władcy (np. beja), magazyny, w których gromadzono zapasy na wypadek oblężenia oraz koszary dla załogi.
Ksar - ufortyfikowana osada lub siedziba plemienna, wznoszona z gliny i kamienia, często w oazach na pustyni na szlaku karawan. Ksary rozpowszechnione są przede wszystkim na obszarach zamieszkanych przez Berberów - na terenie obecnych krajów Maghrebu, zwłaszcza w Maroku na południe od gór Atlas.
W dzisiejszej relacji wystąpią obydwa typy.
Kasba Taourirt w Ouarzazate jest jednym z najbardziej atrakcyjnych i pięknych miejsc w południowym Maroku i jest uważana za dziedzictwo narodowe. Kasba była pod panowaniem rodu Glaouich i była ich własnością do 1956 roku, kiedy Maroko odzyskało niepodległość. Po tym kasba została zakupiona przez miasto Ouarzazate i poddana renowacji, uzupełnieniu ścian i elewacji. Cała kasba została zbudowana z gliny zmieszanej ze słomą.
Kasba znajdowała się na skrzyżowaniu dróg karawan handlowych - dolin rzek Draa , Dades i Ziz. Tędy biegł szlak karawan z Marrakeszu do Timbuktu nad Nigrem w czarnej Afryce, więc było to miejsce gdzie pobierano opłaty i podatki w zamian za ochronę karawan.
Wewnątrz Kasby znajduje się kilkaset pomieszczeń do których prowadzą liczne korytarze,schody i przejścia. Większe pokoje wyposażone są w dekoracyjne tynki w kwiatowe wzory. Natomiast apartamenty wyróżniają się z dobrze zachowanymi sztukateriami i malowanymi drewnianymi stropami wykonane z cedru.
Z okien z jednej strony rozciąga się widok na doliny rzeczne, a z drugiej strony - na muzeum kinematografii. W Ouarzazate mieści się największa marokańska wytwórnia filmowa - Atlas.
Rzut oka przez bramę - haos jak w rekwizytorni filmowej. Posągi faraonów, konie kowbojów, greckie rzeźby. Wieża kościoła obok meczetu.
PO drugiej stronie ulicy nasze kobiety znalazły ciekawszy obiekt - sklep z ekspozycją biżuterii berberyjskiej. Lepiej wybrały. Nie dość że autentyczne, to piękne wszystko.
Ruszamy dalej w kierunku
Agdz. Tu muszę zamieścić takie zdjęcie.
Niestety, widzieliśmy to na obrzeżach wszystkich większych miast. Pewnie w pobliżu są wysypiska śmieci a zużyte reklamówki są niesione, głownie przez wodę, na kilometry. Osadzają się na krzewach lub w miejscu gdzie woda zwalniała. na szczęście w jednym miejscu widzieliśmy ekipę, która zbierała te śmieci.
Na punkcie widokowym nie było reklamówek, ale były pamiątki.
Na początek rzut oka na okolicę, a potem na to, co handlarz oferował.
Agdz leży u stóp Dżebel Kissane i wzdłuż brzegów rzeki Wadi Dara (Draa). Agdz oznacza "miejsce spoczynku" i znajduje się na starym szlaku karawan łączących Marrakesz z Timbuktu.
Od Agdz zaczyna się pas oaz ciągnących się wzdłuż doliny Draa. Ze wzgórza podziwiamy "pejzaż z oazą" a następnie jedziemy na postój w miasteczku.
Agdz było zaskakująco ruchliwe, mimo pory sjesty. Handel trwał, remont ulicy również. Pokręciliśmy się trochę, odwiedziliśmy bazar i kilka sklepików. Zocha jak zwykle polowała na dzieci i na staruszków.
Na koniec zasiedliśmy do tradycyjnej miętowej herbaty.
Jedziemy dalej. Zatrzymujemy się, aby zrealizować następny punkt programu - wizytę w oazie.
Pejzaż z oazą wygląda tak. Oleandry, trzciny, tamaryszki, palmy, pod palmami zboże, kukurydza, lucerna.
W dali kasby, na horyzoncie góry. Takie obrazki były praktycznie co kilkaset metrów na długości kilkudziesięciu kilometrów.
Sugestie przewodnika (cytat dosłowny) : "gonić gówniarzy, bo nie chcą chodzić do szkoły, tylko by daktyle sprzedawali" na nic się nie zdały. Małolaty były świetnie przygotowane. każdy obstawił jakąś panią z zaczął adorować. A to pokazywał ciekawe rośliny, a to kwiatki darował, a to na palmę właził... a wszystko po to, aby wcisnąć paczkę daktyli.
Moja żona też uległa namowom jakiegoś Hasana i kupiła. Nawiasem mówiąc, wszystkie kupione na targach daktyle były sporo lepsze od tych w pudełku. Jednak kobiety, a szczególnie z zawodu nauczycielki, były zachwycone.
A my, chłopy nie nagabywani spokojnie oglądamy co tam rośnie w oazie i jak wygląda system nawadniania.
W pobliżu wejścia do oazy zwiedzamy kasbę, będącą prywatną własnością zwykłej rodziny.
Z zewnątrz wygląd imponujący, ale w środku prawie pusto i bida aż piszczy. Gospodarz dorabia sobie udostępnianiem do zwiedzania, ale czarno widzę przyszłość tego miejsca.
Kilka widoków z okna autokaru. Marabut - grobowiec muzułmańskiego świętego i cmentarz. Cmentarze na południo w ogóle nie przypominają naszych. Często są w szczerym polu i zamiast nagrobków są na sztorc ustawione kamienie. I nic więcej. Na cmentarze tam się też rzadko chodzi.
Ksar Tissergate pochodzi z XVI w. i znajduje się ok 8 km przed Zagorą.
Obronny charakter ksaru wynika z jego konstrukcji. Jest otoczony murem wysokim na 5 metrów i posiada 13 wież obronnych.
Wewnątrz, wzdłuż muru wiedzie wąska uliczka, a ulice wewnętrzne są w formie wąskich krytych korytarzy.
Do wczesnych lat 70-tych XX w, była tylko jedna brama umożliwiająca dostęp do ksaru, zamykana na noc i strzeżona. Dziś ksar ma siedem bram.
Każde mieszkanie zajmuje oddzielny kwartał z dziedzińcem pośrodku, przez który jest dostęp światła i wentylacja.
W ksarze jest nawet działający hotel - ale żeby do niego dojść, trzeba mieć latarkę
My jednak nie poszliśmy do hotelu, a do muzeum. Zgromadzone tu eksponaty dają pojęcie o tym, jak żyli i pracowali dawniej Berberowie. Jest forma do wyrobu prefabrykatów z
pisé czyli mieszanki ziemi z sieczką, są stroje, warsztaty, np kuźnia. Są zabawki dla dzieci. Pokazuję tylko kilka z kilkudziesięciu ekspozycji.
Wychodząc przechodzimy przez plac miejski przy dawnym jedynym wejściu do miasta. W podcieniach były tam stragany, obok meczet.
Do remontów używa się tam dalej tradycyjnych materiałów. Na zdjęciu stos cegieł z pisé.
Podobno w ksarze można kupić mieszkania do remontu w cenie około 5 tys zł. Za całość. Remont to drugie 5 tys.
Tylko kto chciałby tam mieszkać?
Wieczorem dojeżdżamy do Zagory. Tu wyjaśni się tytuł relacji - skąd te 52 dni. Ja tyle czasu nie miałem i do Timbuktu nie dotarłem.
c.d.n.