Przepraszam za przerwę, ale śliczna pogoda wymogła na mnie drobne porządki w ogrodzie.
Sama relacja zresztą też zmierza do końca jak polskie lato.
Pltvice wymagają znacznie więcej czasu niż mogliśmy im poświęcić (jest to zresztą doskonały powód by tu powrócić)
Po obiedzie w jedenej z licznych położonych w pobliżu knajpek "odpalamy" i w drogę.
Przed nami dobrze poznany w czasie pobytu Karlowac
Z powodów o których już pisałem stanęliśmy przed koniecznością przeprogramowania GPSu. W doskonałych humorach, wypoczęci więc co nam tam jakieś 700 km.
Goniąc burzę która przewala się przed nami (a której w końcu nie dogoniliśmy) odbijamy na Rijekę i kierując się na Triest suniemy prawie pustymi autostradami. Kilometry znikają w błyskawicznym tempie do Rijeki właśnie. Na wysokości tego pięknego miasta jadących do Włoch spotyka niespodzianka.
Objazd kieruje wszystkich wąską malowniczą drogą do miasta - super w sumie nocna Rijeka też może być piękna. Żebym ugryzł się w język jak to powiedziałem.
Po wjechaniu do miasta znaki objazdu znikają - nic to szybko znajdujemy kierunek na Słowenię i Włochy. jedąc zgodnie ze znakami wypadamy na autostradę... hm... ale jakby w drugą stronę.
Przed nami kierunek na Zagrzeb szok .... ale nie spoko jest Triest super jedziemy, ale tylko do najbliższego zjazdu który z powrotem kieruje nas na drugi pas który po 3 km doprowadza nas w to samo miejsce - czyli zjazd do miasta. Ki czort?.
Raczej niewiele można zrobić, ale próbujemy może się da przejechać - nie da się! W identycznej sytuacji jest kilku Włochów w tym "campery" i gość z łodzią - kochani co tam się działo z cofaniem włącznie, przeciskaniem się między pachołkami ograniczającymi pasy czyli pełna "maniana".
Trudno jedziemy przez miasto po raz drugi tym razem szczególnie uważnie wypatrując znaków. Są inne niż te za pierwszym razem malutkie czasem zarośnięte uff damy radę.
Czy było w relacji coś o nadziei........
wąskimi uliczkami docieramy do ............... tak autostrady ale idącej na Zagrzeb (Qui Penis Aqua Turbo?) tu moja spokojna natura została mocno nadszarpnięta, to co myślałem, a może i mówiłem na temat tego kto stawiał te znaki nie będę cytował. Po opuszczeniu brzydkich wyrazów zresztą niewiele by zostało.
Trudno jedziemy do mijanego już zjazdu i pomimo że jest 1 w nocy spotykamy zabłąkanego rowerzystę, wybawco jak jechać na Triest. Młody Chorwat śmieje się już w połowie pytania - przerywa i pyta a autostradą? nie dziękujemy! już byliśmy - no właśnie bo chyba ją zamknęli i coś źle oznaczyli bo tutaj w ciągu dnia panie korki się robią. No to jak? Spokojnie wytłumaczyć tego nie mogę bo za dużo zakrętów ale jedzcie prosto i potem już za znakami na Słowenię nigdzie nie skręcać - PAMIĘTAJCIE dobiegło jeszcze za nami.
Może ktoś kiedyś jechał tzw. starą drogą która prowadzi po prawej stronie miasta ten wie droga mieszcząca z biedą jedno auto kręta jak sznurek w kieszeni, zero oznaczeń kierunkowych które pojawiają się po przejechaniu chyba z 15 km.
W końcu pojawiają się znaki o przejściu granicznym wpadamy tam prowadząc za sobą kolumnę skołatanych Włochów ( w zasadzie w kolumnie wszyscy się znają bo błądziliśmy wspólnie)
Znudzonej celniczki pytam gdzie jestem i co po drugiej stronie granicy - na Triest? odpowiadam tak to spokojnie dojedziesz i nie musicie mieć winiet.
Podobno można było wrócić na autostradę tuż przed granicą (GPS też tak coś gadał ale postanowiłem zwolnić gamonia po tym co mi opowiadał w Rijece).
Z drugiej strony niechcący nie muszę kupować winiety co zresztą mało mnie już wzruszało. Granica ze Słowenią - celniczka tępi 4 Włochów w Fieście w końcu robi się awantura i odsył ich na boczek ( coś im nie grało w papierach z tego co zrozumiałem.
Na nas macha ręką życzy miłej drogi no to jazda droga dalej lokalna wąska i kręta.
Po wyjechaniu zza jednego zakrętu na drodze dostrzegam jakiś leżący przedmiot - za późno - to ułożony misternie kopczyk z kamieni przez jakiegoś dowcipnisia.
Huk auto wyskakuje do góry.....lądujemy na drodze rzut oka na wskaźniki OK wszystko działa, ale na najbliższym parkingu postój i szybki przegląd podwozia.
Stalowa osłona silnika mocno dostała, bak cały przewody hamulcowe całe, tarcze półosie na miejscu. dobra jedziemy dalej.
Gdyby nie ten incydent nie wiedział bym jakie piękne niebo i gwiazdy są na Słowenii. I nie widzieli byśmy meteorytów które przecinały nieboskłon z częstotliwością jakiej jeszcze nie widziałem.
Tak gwałtownie jak do Słowenii wjechaliśmy tak gwałtownie się skończyła i byliśmy koło portu w Trieście. Hurra Cywilizacja Żyjemy.... Dzień przed nami - kierunek Bolonia.
cdn