Aldonka, Piotrze już piszę
Kolejne dwa dni, to czas relaksu i byczenia się na plaży.
Lubię sobie wstać wcześnie, gdy wszyscy jeszcze śpią i powędrować po plaży i okolicach.... szkoda mi czasu na spanie w czasie urlopu, żal każdej chwili w tym pięknym miejscu marnować....
"Nasza" plaża wprawdzie niewielka, ale urok swój ma, szczególnie rano, gdy nie ma jeszcze zbyt dużo ludzi....
Codziennie rano na jednym z drzew siedziała sobie mewa. Tak się cały pobyt zastanawiałam, czy może to być ten sam ptak, którego oglądaliśmy 2 lata temu? nie mam pojęcia....
Nie mam niestety zdjęcia mewy na drzewie
Wzięłam rano dla niej bułkę, z nadzieją, że będzie chciała się poczęstować, ale tego dnia akurat pewna pani czyściła na brzegu ryby, miała więc dla mojej mewy znacznie smaczniejsze kąski niż bułka
Wzgardziła moim poczęstunkiem, ale za to zrobiłam jej kilka zdjęć
Koło 9.00, gdy już większość z nas wstała, siadamy nad brzegiem morza i oglądamy zlot stateczków
Jak już wspomniałam, dwa kolejne dni, to był czas plażowania.
Jakiś czas temu wpadłam na pomysł (dziś stwierdzam, że beznadziejny
), że aby nie targać ze sobą codziennie aparatu (i nie martwić się, kto go będzie pilnował), to zrobię sesję na plaży raz, no może dwa....
tym sposobem mam kilkanaście ujęć plażowych, owszem, ale potem, jak fajne rzeczy się działy, to niestety zdjęć brak
w przyszłym roku zdecydowanie będę targać ze sobą sprzęt
Mój młodszy syn, Wito-oto on:
jak dotąd, stworzenie zdecydowanie cieniolubne
i czujące wodowstręt
W wodze mógł znaleźć się jedynie na materacu, wtedy robiło mu się błogo od kołysania fal, ale musiałam na materac i potem z powrotem go przetransportować bez kropli wody! Inaczej darł się, że chyba w Briście było słychać
Nie pomagało przekupianie, tłumaczenie, wynajdywanie coraz to nowych sprzętów pływających-po spróbowaniu każdego stwierdzał zdecydowanie, że woda jest zimna, w słońcu gorąco i on woli z tatą siedzieć w cieniu
W tym roku, o dziwo sam, z własnej woli wyszedł na słońce i bawił się tam..... potem poszedł na spacer brzegiem morza!!! Moczył stopy!
(zdjęć brak
). Aż wreszcie pozwolił sobie na wejście do takiego oto grajdołka:
Starszy syn, Kuba
z wody natomiast nie wychodzi (ma to po mamusi
). Nie no, przepraszam, wychodzi, żeby zjeść coś/napić się/zmienić sprzęt lub opalić brzuch, bo plecy to się same smażą od snurkowania
Dzień 07.07.2011 przeszedł do historii jako dzień "czerwony", ponieważ na obiad PRZYPADKIEM! każdy ubrał coś czerwonego
Moje łobuzy
z mamą
Również wieczorem zrobiłam kilka zdjęć tego dnia, potem nie chciało mi się nosić statywu... cóż, człowiek uczy się na błędach, przecież każdy dzień i zachód jest inny.....
z "moją" mewą
i o zmroku:
po zachodzie....
i nocą....
Trzeba iść spać, bo jutro rano ruszamy do Splitu