Nie ma nikogo, ale co tam, jak się coś zaczęło to trza skończyć..
Awięc któregoś dnia wieczorkiem siedząc przy winku na tarasie podjęliśmy decyzję że jutro jedziemy do Dubrovnika ,to tylko 288 km po pięknych drogach.
I tak sobie dumając i pijąc winko nagle dobiegła nas muzyka, ale skąd?? A no w Srimie tego wieczoru Klapa Godimenti miała koncert.
Rano wszyscy wstali jedziemy. Przed wejściem do autka Tadek informuje że wczoraj były duże korki do Dubrownika na granicy, poza tym potrzebujesz zielonej karty.... No i dupa ja nie wziąłem zielonej karty do auta.... Ale cóż jak to powiedziała Żonka:" jeśli dojedziemy do Bośni i nas nie wpuszczą to na najbliższym moście wisisz za jaja."
Dla mnie,pierwszy raz jadącego do Dubrownika było dziwne te przekraczanie granicy,na szczęście nikt nie sprawdzał dokumentów ,było spoko. Ale pojawiło się zwątpienie czy nas wypuszczą hahah ale było ok w obie strony. Gdy dojechaliśmy słońce paliło jak cholera. Pierwsze wrażenia super, piekne mury,stare miasto aż tu nagle wjeżdżamy sobie wózeczkiem i:
MASAKRA, nik nie wymyślił windy w dół, pytam się jak tam się dostać na dół, no to mówią nam do okoła. Ogólnie rzecz biorąc, zakochałem się w Dubrowniku, moja druga połówka nie,a to z dwóch powodów:
1. dużo schodów ,z małymi dziećmi,w sumie z wózkiem to nie to
2. kolejka linowa, a to niby ja mam lęk wysokości, a Ona sikała ze strachu hahaha
3. ceny, można śmiało powiedzieć że jeśli weźmiemy ceny z Srimy czy Vodic , to można je pomnożyć razy 2. Ale to bez znaczenia ,ponieważ moim zdaniem jest tego warte, po drugie, prawie wszystko tam jest noszone ręcznie, po trzecie na urlopie nie patrzymy na pieniądze w końcu to urlop.
Poniżej pare fotek z Dubrovnika.
Pojechaliśmy sobie kolejką linową do góry, ale było fajnie, ale jak pisałem podobało się tylko 4 członkom rodziny. Najlepsze było na górze, taka Pani zaoferowała się że zrobi nam zdjęcie, i gdy zobaczyła że mamy dwójkę dzieci powiedziała fajna rodzina, a ja jej że za Panią stoi jeszcze wózek z jednym osobnikiem, a ona "o boże trójak dzieci" a ja tak, pozostała trójka została na apartamencie , to się przeżegnała (oczywiście powiedziałem jej że to żart).
Na drugi dzień poudka rano i o 7 rano w auto i do SIbenika na targ rybny. Super miejsce, wzięliśmy krewetki, mule,tuńczyka i w mięsnym stek wołowy. Branco to przyrządził i wieczorem mieliśmy super imprezę. Steki z tuńczyka, były najlepsze pod słońcem, nigdy w życiu nie jadłem takich.
A wieczorem zaczynamy, głodni?
Na poczatek rozpalanie grila,po prawej ten stek, kupiony na próbę też był pyszny,ale tuńczyka nie przebiło:
Tu pyszne tuńczyki, jak kupowaliśmy to gośc kroił przy nas takie kawałki jakie chcieliśmy:
A tu Maestro przy pracy,trzeba go skolnować żeby w Polsce też gotował haha
A tu już prawie po imprezce, co tu dużo mówić, było super,ale nie mogło być inaczej, super towarzystwo +super jedzenie+winko=przepis na mega super hiper imprezę
Kończąc ten wpis serdecznie raz jeszcze polecam to miejsce,może to złe słowo, polecam ten raj na ziemi gdzie spotkacie przemiłych gospodarzy,którzy dadzą Wam szansę poczuć się częścią tego pięknego miejsca. Tylko za bardzo się nie napalacje bo my też chcemy tam wrócić w lipcu, tylko tym razem chyba na 30 dni... Jesli nas przyjmą na tak długo