Na początek trasa dojazdu i powrotu w 2018r.
Beata W. napisał(a):piekara114 napisał(a):Dawigs napisał(a):Do Pławniowic wybieramy się od jakiegoś czasu ale jakoś tak zawsze nie po drodze ...
To tak jak ja do Pszczyny, bo o zamku w Pławniowicach to nawet nie słyszałam...
Ja też nie mimo, chociaż mam trochę dalej. Ale zamek zapisuję bo wygląda naprawdę super
Zawsze przy okazji zagranicznych wyjazdów po drodze coś można znaleźć ciekawego. W zeszłym roku zajechaliśmy do bajecznego zamku w Mosznej.
Ale wracając do Przczyny - rezydencji książąt Hochberg von Pless. Murowany zamek wzniesiono w tym miejscu w 1687 roku. Najdłużej panujący na zamku Hans Heinrich XI (1833–1907), z którego imieniem wiąże się okres największego rozkwitu rezydencji przebudował ją do obecnego kształtu. Pszczyna odwiedzana była przez królów pruskich, później cesarzy niemieckich, oraz ich królewskich gości z całej Europy. Właścicielem zamku od 1907 roku był Hans Heinrich XV. W 1891 ożenił się w Londynie z Angielką Marią Teresą Oliwą Cornwallis-West, nazywaną Daisy ("Stokrotką"). Jej prywatne apartamenty znajdują się na I piętrze rezydencji. Ma także swoją ławeczkę na rynku.
Klatka schodowa to jedno z najbardziej reprezentacyjnych pomieszczeń zamku, w obecnym kształcie pochodząca z okresu przebudowy z lat 1870–1876. Pomieszczenie to ukazywało się jako pierwsze gościom odwiedzającym zamek, stąd pragnienie olśnienia przepychem i bogatym wystrojem wnętrza.
Na początku klatki schodowej ustawiono dwie ogromne, ok. 2-metrowej wysokości wazy ceramiczne, jedna z motywami wschodnimi.
Salon zielony, pierwsze z pomieszczeń apartamentu gościnnego, w skład którego wchodziła też sypialnia i łazienka, utrzymany w kolorystyce zieleni. W pomieszczeniu znajduje się największa w zamku galeria porterów rodzinnych.
Sala lustrzana – jedno z najbardziej reprezentacyjnych pomieszczeń w zamku, powstałe podczas przebudowy w XIX w. Najwyższa (dwukondygnacyjna) sala w zamku jest oświetlona trzema oknami o wysokości 7,5 m; od strony korytarza odpowiadają im przeszklone drzwi porte-fenêtre, nad którymi umieszczono trzy balkony z balustradami z kutego żelaza. Nazwa sali pochodzi od dwóch ogromnych luster (każde o powierzchni 14m²), umieszczonych naprzeciwko siebie, wyprodukowanych w Paryżu i przewiezionych do Pszczyny, do dzisiaj zachowanych w doskonałym stanie. Sala jest przykryta pozornym sklepieniem z malowidłami, na którym zawieszono pięć kryształowych żyrandoli. Sala początkowo odgrywała rolę reprezentacyjnej jadalni (przy ścianie wschodniej do dzisiaj stoi ustawiony marmurowy bufet z popiersiami różnych postaci), obecnie odbywają się tu koncerty pod nazwą "Wieczory u Telemanna".
Rynek w Pszczynie - ławeczka z księżną Daisy.
Spacer po rynku w mieście, obiad i dalej koronkowy Koniaków.
Zatrzymujemy się tutaj.
Bez rozpakowania udajemy się na wzgórze Koczy Zamek (847 m n.p.m.).
Legenda mówi, że:
"(...) stał tu niegdyś zamek węgierskiego grafa, który przywędrował tu z rodzinnych stron, albowiem ojciec chciał go ożenić z niemiłą mu baronówną. Graf ów, nazwiskiem Kocsi, zakochał się w pięknej Jadwidze, góralce z Koniakowa i ożenił się z nią. Niedługo potem zjechał stary graf. Na wiadomość o ożenku syna z prostą góralką kazał pachołkom porwać Jadwigę. Jeden z nich zabił ją czekanem. Kocsi mszcząc śmierć żony zranił w bitwie ojca, który umarł z powodu odniesionych ran. Na skutek tych tragicznych wydarzeń młody graf, trawiony tęsknotą i rozpaczą dostał pomieszania zmysłów, podpalił zamek i przepadł gdzieś bez śladu. Ruiny zamku rozebrali miejscowi górale. Pozostała jedynie nazwa. Nocami w kamieniołomach pod szczytem coś płacze i zawodzi. Podobno to dusza grafa szuka Jadwigi"
Szczyt Koczego Zamku jest doskonałym punktem widokowym, łatwo dostępnym w kilka minut z położonego u jego stóp parkingu. Dookolna panorama niewiele ustępuje swym zasięgiem słynnemu widokowi z niedalekiej Ochodzitej. Poniżej kamieniołomu polną drogą wiodą znaki niebieskie szlaku turystycznego ze Zwardonia na Baranią Górę.
My jednak tego dnia program mamy wyczerpany i został tylko grill w ogrodowej altance.
Jako, że Koniaków jest królestwem koronek więc także tutaj możemy je popodziwiać a nawet kupić w całkiem niezłej cenie.
Zainteresowanie jak widać jest.
Dzień następny - pakowanie i dojazd do Węgier.
Do przejechania dystans 483km, z tego sporo autostradą.
Po drodze zatrzymujemy się przy winnych piwniczkach i restauracji w Tokaju.
CDN.
Steftes