Wracam do relacji....
Droga przez Macedonię nie wyróżnia się niczym szczególnym poza upałem.
Prawdziwy obiad jemy więc dopiero w Gevgielija, bardzo smaczne jedzenie choć nie pamiętam co to było, chyba jakieś jagnię. Zdjęcie Pana Kelnera. Restauracja nam się podobała bo nazywała się tak jak koń Amelii czyli Bakardi.
Kolejnego noclegu nie mamy zaplanowanego więc ten postój to jednocześnie narada co dalej. Patrzymy na mapę i decydujemy. Jedziemy do Katerini, to już po greckiej stronie. Łapiemy jakieś Wi-Fi, jest hotel z dwunastoma wolnymi miejscami. Dzwonimy dopiero po przekroczeniu granicy bo rozmowy w Macedonii i Serbii trochę za drogie.
Dojeżdżamy na miejsce bez problemu, hotel w samym centrum , nie ma parkingu ale obsługa odsuwa barierki i parkujemy na ulicy przed samym hotelem Olympion. Po rozlokowaniu w pokojach krótki wypad na miasto, wokół mnóstwo barów i sklepików tętniących życiem mimo późnej pory, siadamy i sącząc piwko zaczynamy oddychać greckim klimatem, dookoła mnóstwo turystów z całego świata spacerujących , pijących, rozgadanych.....powoli trudy podróży dają znać o sobie i wypity browar powoduje senność więc wracamy do hotelu.
Pozostało niecałe 400 km na ostatni dzień podróży....lajcik