Kiedy większe dylematy minęły i znany był już w przybliżeniu kierunek
pozostało załatwienie standardowo przedwyjazdowych spraw i oczywiście sprawdzenie prognozy pogody.
Po zeszłorocznej kapryśnej aurze pozostała mała trauma (no bo jak to? w Chorwacji może padać dłużej niż godzinę....?
) Na szczęście wygląda na to, że wszystko wróciło do normy....
No to w drogę...
Wyruszamy z Żywca o 13:40 słonecznego dnia 17 lipca. Na zewnątrz temp. 34 st. w środku kilkanaście stopni mniej. Staram się myśleć o podróży jako o części wakacji. Tegoroczne mogły trwać wyjątkowo krótko, bo jakiś kilometr od domu radość z wyjazdu przerywa pisk hamulców, ostre hamowanie i dosłownie tylko jakimś cudem nie zaliczyliśmy porządnego dzwona z wyjątkowo narwanym kierowcą kangura, który nie bacząc na nic postanowił zajechać nam drogę wymuszając pierwszeństwo... Uff ciśnienie 300, ale jedziemy dalej... Na Słowacji krótki postój na zakup winiet, ruszamy i trach auto gaśnie wyświetlając niepokojący komunikat o filtrze cząsteczek... Okazało się, że mechanik coś pomieszał przy ostatnim przedwyjazdowym przeglądzie ( o czym wtedy nie wiedzieliśmy) i takie 'atrakcje' samochód będzie nam płatał średnio dwa razy na dzień....
Holowanie wykupione, więc kontynuujemy podróż
Moje wielkie obawy budziła podróż w piątek, ale ku naszemu zaskoczeniu przez większość trasy droga wyglądała tak
Przystanek robimy dopiero w okolicach Balatonu, na takich przyrządach świetnie można rozruszać zastane mięśnie
O godzinie 21:15 przekraczamy granicę w Gorican. Za oknem słychać cykady
Patrząc na temperaturę, trudno uwierzyć, że jest noc
O godz. 3 jesteśmy w Ploce. Za dwie godziny odpływa prom, więc mamy plan zająć miejsce w kolejce i zdrzemnąć się..... Gdy docieramy na przystań, moje zaspane oczy robią się ogrooomne na widok tyyyylu ciężarówek czekających już w kolejce..... Skąd oni się tu wzięli o tej porze?
Zajmujemy miejsce, z drzemki nic nie wychodzi, bo na przystani kwitnie życie towarzyskie
Robię więc pamiątkowe zdjęcie jedynego łądnego widoczku w Ploce
Chyba, że jeszcze wliczymy prom....
O 4 otwierają punkt sprzedaży biletów, i jakiś czas później zajmujemy wygodną miejscówkę.
Prom okazał się pojemniejszy niż na to wyglądał i nawet nieszczęśnicy z końca kolejki (my byliśmy jednak bardziej z przodu niż z tyłu) ładują się na pokład i odpływamy
Na twarzy czuję chłodną bryzę. Tak pachnie Jadran
Wstaje nowy dzień... ciekawe co nam przyniesie
Przypływamy do Trpanj, tyle pięknych wspomnień, ale my jedziemy dalej rozpoczynając wyścig z czasem - może uda się zdążyć na pierwszy prom z Orebiča na Korčulę? Przed nami jedzie ciężarówka i sądząc determinacji kierowcy też planuje on złapać ten prom
Tik, tok, tik, tok.... zdążymy?
Rzutem na taśmę wjeżdżamy na prom (na szczęście bilety kupiliśmy w Ploče) i o 7 przybijamy do Dominče
Orebič rankiem