Ropa
W drodze powrotnej zajeżdżamy do Ropy.
Rope warto było odwiedzić... bo to tu zobaczyłam na własne oczy mangustę indyjską (co było takim moim małym marzeniem) I tyle... Może zauważyliście, że w relacji jest trochę landrynkowo... tzn. same ochy i achy... to teraz szczypta dziegciu
Ropa to mała miejscowość, z kampem i takim "wiejskim" klimatem
Zatoczka najbardziej okazale prezentuje się z góry
Apartman z widokiem... Zdecydowanie zazdroszczę miejscówki
Do zatoczki prowadzi stroma ścieżka i spoora liczba schodków... Z zejściem nie ma problemu, wydrapanie się na górę wymaga więcej wysiłku, zwłaszcza z plażowymi klamotami w temp. dużo powyżej 30 st Dajemy radę, ale codziennie to bym tak nie chciała...
A na dole...
duużo skał
Kto uważniej śledzi moje wpisy, wie, że przeciwko skałkom nie mam absolutnie nic... ale tutaj jakoś mnie nic nie zachwyciło... owszem takie strome skały robią wrażenie, nawet trochę upiorne patrząc na podpierające je deski... wejście do wody nienajlepsze - skały pokryte śliskimi... glonami? a wokół porozrzucane deski, pale i łodzie...
Kąpiel zostaje zaliczona, łapiemy trochę promyków zachodzącego słońca i bierzemy udział w "akcji ratunkowej" francuskiego chłopczyka, który poślizgnął się na tym śliskim podłożu i brzydko rozciął rączkę
Negatywnego obrazu dopełniła rura prowadząca z góry do morza, a właściwie to co się z niej wydostawało... chciałabym myśleć, ze to tylko woda, ale zapach zdecydowanie temu przeczył
Zatoczka byłaby o wiele piękniejsza, gdyby nie wpływ człowieka
W drodze powrotnej...
Po dzisiejszej wycieczce miło przysiąść na tarasie...
w towarzystwie gigantycznych cytryn
cdn