Teraz dosłownie słów kilka o tytule… dlaczego Vrboska a nie Hvar? Przecież nie siedzieliśmy w jednym miejscu… ale to właśnie w tej mieścince znaleźliśmy swoje „miejsce na Ziemi”, taką małą perełkę dającą nam wszystko to, czego potrzebowaliśmy i szukaliśmy w te wakacje… ale od początku, bo nie było tak prosto
Mgła zaczyna się przerzedzać
Dopływamy do Sucuraju
Powinna zacząć się droga śmierci… jedziemy więc z nosami przyklejonymi do szyby… widoki piękne, droga znośna… pierwszy etap ma być łatwiejszy… później też nie jest strasznie… dreszczyku dostarczają tylko szalejący i ścinający zakręty miejscowi Chorwaci… ale oni są u siebie
Robimy pierwsze zdjęcia lawendowej wyspy…
Po kilkunastu minutach dojeżdżamy znajomą ciężarówkę, która aż do Jelsy „toruje” nam drogę…
W Jelsie tankujemy autko, oczywiście wcześniej „zaliczamy” kamping i jego piękną plażę, myląc zjazdy…
w końcu jest stacja paliw… pewnie niektórzy popukają się po głowie, po co tankować na wyspie… sama to zrobiłam, niestety dopiero w momencie, kiedy czekaliśmy już w kolejce na prom, o czymś nam się „przypomniało”
ku mojemu zdziwieniu cena paliwa na wyspie była taka sama jak na lądzie… więc ten błąd nie kosztował nas wiele
Skoro jesteśmy już w Jelsie to rozejrzymy się i może znajdzie się jakieś lokum… ale jest wczesne niedzielne popołudnie, praktycznie żywej duszy… agencje pozamykane, jeden z Chorwatów dzwoni do znajomego, ale ten nie ma nic wolnego…
Ok więc tak jak planowaliśmy pierwotnie, uderzamy do Starego Gradu… tu agencja jest czynna, pan pyta nas o wymagania… odpowiadam , ze raczej coś w spokojniejszym miejscu… hehe ja mam na myśli Stari Grad (o naiwności ludzka
) a Pan – całą wyspę – apartman w Starym Gradzie, Basinie, w Ivan Dolac… no to może zobaczmy tą Basine – opisuje ja jako spokojne miejsce do plażowania, gdzie nawet nie ma sklepu… więc jedziemy obejrzeć apartman…
cóż na fotkach wyglądało to lepiej…
w realu niby blisko wody, ale nie ma obiecywanej klimy, ani co gorsze żadnego okna nie licząc drzwi tarasowych z kuchni… w dodatku na nasz taras przechodzi się przez taras sąsiadów, a kolejni przechodzą przez nasz… to trochę krępujące, raczej nie dam za to 65 euro, ani nawet 50… umawiam się, że jeszcze się zastanowimy i damy znać w razie czego…
W drodze powrotnej postanawiamy podjechać do Vroboski…
może tu…
wysiadam z auta, rozglądam się – domki, kanały… tylko gdzie to morze…? Pierwsze wrażenie takie sobie… zagadują sprzedawcę owoców, jego znajomy mówi po angielsku, więc pytam o plażę
-szukasz plaży? Skoro masz auto to podjedź tam – wskazuje palcem… pytam czy są też tam jakieś apartamenty… szukasz plaży czy apartamentu? Jednego i drugiego… o moja kuzynka ma apartament, o tam… dzwoni do niej i mówi że będzie za minutę… skoro już jesteśmy to obejrzymy… Pani podjeżdża po chwili i zabiera nas do apartmanu
Oglądamy
Dopytujemy się o plażę
Uzgadniamy cenę
I zostajemy
Lokum już mamy, jesteśmy trochę zmęczeni, więc czujemy się jakbyśmy chwycili Pana Boga za nogi
Apartman jest nowiutki, przestronny, klimatyzowany, dwie sypialnie, łazienka, dwa spore balkony, dobrze wyposażona kuchnia i mini salonik… a autko zaparkowane praktycznie cały dzień w cieniu, także białego „ubranka” nawet nie wyciągaliśmy z torby. A do tego net 24/7 w cenie, więc lapek nie przewiózł się na daremno i nie będzie służył tylko jako twardy dysk na fotki
Do spokojnej zatoczki jest jakieś 10-15 min piechotą, a w drugą stronę autkiem w ciągu 5 min można dostać się na żwirkową plażę hotelową, lub zlokalizowanie w pobliżu skałki…