Na dzień następny umawiam się z Marcinem na przedśniadaniową wyprawę do Podgory.
Plany są ambitne - pobudka 6 rano
.
I ... udaje się - co prawda dopiero z pomocą umyślnego esesmana od Marcina.
O tak wczesnej porze czytam go z minutę, powoli składając literki: I..D..Z..I..E..M..Y..?
.
Odświeżam się, a potem z bólem serca i z suchością w ustach, widząc jeszcze podwójnie wytaczam się przed hotel.
Oczywiście totalne pustki w miasteczku, Tucepi jeszcze zacienione, ale wcale nie jest cicho
.
Promenadą kursuje duża śmieciarka.
Próbuje nas nawet przejechać, ale my jakby nigdy nic, chowamy się po kątach.
Maszyna i jej dzielna załoga dalej oczyszcza otoczenie, posuwając się w tempie szybkiego marszu do portu.
Przed celem, na jej spotkanie, wyjeżdża sprzęt o identycznej profesji, ale w innych barwach.
Myślę sobie - "konkurencja" - zaraz będzie dym
.
Rzeczywiście - goście podjeżdżają groźnie do siebie, stają zderzak w zderzak i wyskakują z kabiny ... po czym słyszymy: "bok, bok" , uśmiechy, papieroski i chwila przerwy na wspominki weekendowego lenistwa
.
Jak to pozory jednak mylą.
Po minięciu śmieciarek idzie się sprawnie, dochodząc do końcowego szlabanu, oddzielającego plażę chyba FKK (czy też ESKK - nie pamiętam
) od tekstylnej.
Niestety na plaży zero nudysty (a mamy takie wypasione aparaty, a ja nawet w końcu nauczyłem się jak ostrość ustawiać
)
Pod koniec plaży betonowymi schodkami podchodzi się na jadrankę, potem chodniczkiem wzdłuż niej ze 100m i już można schodzić do Podgory.
W Podgorze wreszcie pokazuje się światło od wschodu, pięknie oświetlające zachód...
Widoki sympatyczne, ale tak jakoś asfaltowo i troszkę wąsko.
Po drodze troszkę scenek rodzajowych:
...bez ssania nie pojedzie
...
....bohater pracy nawodnej w pięknym kaszkiecie...
Wieś zdaję mię się ma charakter bardziej rybacki, jak turystyczny...
A w wolnych chwilach i piłka jest w grze...
Gdzieś na górze widać pomnik "MEWY"...
Pytam tubylca po chorwacku o drogę do niej ?
I ... w zamian słyszę najpiękniejszy komplement - czy ja z Zagrzebia jestem
(nie wiedziałem że tak źle wyglądam
).
Droga do pomnika jest prosta orientacyjnie, choć niestety trochę taka wbrew grawitacji.
Mijamy betonowe domki, autobus Prometu z Makarskiej, szosę, a na końcu nawet miejscową faunę w postaci kotów, które ... miauczą (choć to nie marzec przecież
).
Po tych przeżyciach estetycznych trafiamy w końcu do pomnika.
Teraz już wiem czemu nazywa się go "MEWĄ".
Po prostu mewy (i inne ptactwo) mają na nim używanie
...
Krótka sesja fotograficzna i wracamy tym razem nad jadranką, podziwiając górzyste krajobrazy - ech ta Makarska Raiwera
...
O 9-tej schodzimy do Tucepi. Miasteczko dopiero budzi się do życia.
Ktoś wyrzuca wózek, bo dziecko przytyło (te lody są zdecydowanie za tanie
)...
....jacyś ludzie nacierają się śmierdzącymi olejkami, wierząc że opalenizna jest zdrowa (co do tego są pewne kontrowersje, ale wygląda ona dobrze
)...
...a my zgłodnieni dopadamy naszego lokum. Śniadanie smakuje wyśmienicie
.
Wycieczkę do Podgory generalnie ... bardzo POLECAM.
A dla zachęty
TU są poważne i śliczne zdjęcia stamtąd:D .
Resztę dnia spędzamy typowo - tj. basenowo i morsko.
Ale za to wieczór idziemy na .... CRAZY SHOW
.
Twórcy, czyli entertaiment team są na pewno zafascynowani twórczością kabaretu
DNO.
Dlatego też cały SHOW to dużo światowych i znanych przebojów, do których są odgrywane śmieszne scenki.
Jest James Bond, Elvis Presley, Michael Jackson, jest grzeszna zakonnica z diabłem, tancerze, psy, ludzie pierwotni itd. (krócej byłoby wymienić czego i kogo nie było)
.
Do tego są też zabawne, ale chwilami nieco kontrowersyjne momenty gonitw, tłuczenia się różnymi przedmiotami, plucia pokarmem, puszczania bąków itd. (na szczęście nic wtedy nie jadłem).
W SHOW uczestniczy oczywiście na tzn. "ochotnika" licznie zgromadzona publiczność, na którą rzucają się co chwilę animatorzy.
Mnie ntp. pogryzł pluszowy pies i wycałowała odnaleziona po latach dorosła już córka
(cóż młodość miałem burzliwą
).
Żonie tłumaczyłem się do rana
.
W każdym razie wrażeń był już przesyt, więc pozostaje mi tylko powiedzieć...
LAKU NOC
.