Niektórzy z userów narzekają, że relacje z CRO (i inne) są zbyt osobiste. Że za dużo w nich informacji typu:
kolor kolczyków/ naszyjnika itp., które żona / dziewczyna założyła do kolacji
zapach kupki dziecka po zjedzeniu kalmarów (pozdravki
ULKA)
figura Chorwatki, wynurzającej się przed nami z Jadrana
wspaniałe uczucie kiedy ogląda się zachód słońca, przez jeszcze niecałkiem opróżnioną flaszkę rakiji
.
To przecież są wszystko cenne uwagi, budujące nastrój.
Ja osobiście uwielbiam takie subiektywne relacje.
Ale rozumiem też, że nie wszystkim musi się to podobać.
Więc wychodząc naprzeciwko potrzeb użytkowych, dziś będzie praktycznie.
Co prawda nie napiszę ile kosztuje LPG w Splicie, o której odpływa prom do Ancony i ile LPG samochód spali na tym promie - za co z góry przepraszam
.
Będzie za to o dwóch bolskich, najbardziej komercyjnych
knajpkach.
Pierwsza w nich mieści w hotelu, w którym byliśmy.
Nazywa się szumnie konoba "Vallum".
Mam skojarzenia z Valium, ale chyba nie w tym rzecz.
Jak ktoś wie, co oznacza ta nazwa, to proszę o komentarz.
Nazwa konoba, jest totalnie fałszywa.
Jest na drugim biegunie w stosunku do opisywanego przeze mnie wcześniej "Kunjaka" - specjalnie urządzone wnętrze, klima, chłodzik ...cisza.
Czynna jest trochę bez sensu - bo tylko 12-14, potem długo, długo nic i dopiero wieczorem, w porze kolacji otwiera swoje podwoje.
Przyszliśmy tam około 13.00., wzbudzając popłoch u dyżurnego kelnera.
Facet wymiękł jeszcze bardziej, kiedy poprosiłem go o kawkę.
Przyniósł gdzieś z zaplecza, bo ekspress zabrali do budki na basenie.
Pomyślałem sobie, że pewnie nikt tu nie zagląda.
Moje budrysy zaczęły marudzić nad kartą ...
Wybór trochę za duży i przez to kłopotliwy - wystarczyłby rosół i schabowy ...
W końcu trzeba by lo zdecydować za nich
.
Ja w tym czasie oglądałem wnętrze...
Motywy trochę greckie.
Archeolodzy mogą nawet znaleźć co nieco (trzeba tylko stłuc szybkę
).
Za to kuchnia swojska, chorwacka - szkoda, że służy tylko samej dekoracji.
Przy wyjściu można poczytać dlaczego cały biznes nazywa się "Elaphusa" i skąd to udawanie Greka.
Aha - jedzenie dzieciom smakowało (w końcu przygotowywali je Ci sami ludzie co śniadanie i kolację) i nie było efektu day after ....
Na plaży jest kolejna knajpka "hotelowa" należąca do hotelu "Borak" (nie ma to istotnego znaczenia, bo to wszystko to wspólny kombinat).
Tam też byliśmy kiedyś na małym co nieco.
Zaletą jest (jak ktoś lubi) przewlekłe oglądanie wind and kite serferów, leżaków i półnagich ciał o masie większej i mniejszej.
Wadą są burkliwi kelnerzy doliczający do rachunku picie którego się nie zamówiło (na szczęście oglądam dokładnie rachunki) no i gorąc w samo południe.
Poza tym cola była za słodka, zupa za słona, a w męskim skończył się papier
....
Reasumując - plażowej knajpy nie polecam.
Za to hotelowa pseudokonoba za wystrój i posiłki - super.
Warto ją odwiedzić.