CD
MOSTAR to numer 1 w tym roku.
Może dla kogoś, kto był np. w Turcji to nic ciekawego, ale ja nie byłem więc
.
Ale po kolei....
Dobijamy do mostarskiej kwatery około 17.00.
Miła gospodyni (mimo, że nas wczesniej nie widziała), wita nas machaniem z balkoniku.
Dzieci po długiej drodze trochę marudzą, więc szybko idziemy w miasto.
Jest trochę drałowania.
Po drodze pierwsze egzotyczne (a i trochę smutne spostrzeżenie) - wiszące nekrologi mają półksiężyc na zielonym tle (smutne bo to nekrologi, do półksiężyca nic nie mam
).
W końcu docieramy do północnej części starówki.
A tam .. wszędzie urocze knajpki, stragany
Po prawej pierwszy meczet
Docieramy do mostu - robi wrażenie:
A w dole - piękna, oczywiście zielona Neretwa:
Wchodzimy w dzielnicę 'turecką":
Tu jest bardziej kolorowo, zaglądamy w każdy zaułek.
Po drodze obowiązkowo pamiątki. Zgadnijcie co kupiła sobie moja żona.
Tak tak - pełna opcja - zestaw dla profesjonalistów
.
No i koniecznie lodziki i inne tureckie przysmaki (rachatłukum
), dzięki czemu dzieci są grzeczne. Odbijamy do meczetu, ale dzieci (mimo przekupstwa) nie są chętne zwiedzaniu, poza tym jakiś Turek brzydko się patrzy, więc przestraszeni
robimy foty, foty, foty
i na most
Zbaczamy trochę w bok i gdzieniegdzie smutny widok:
Powoli wracamy - przy moście jest wystawa fotograficzna pokazujaca zniszczenia powojenne - mam wrażenie że cała starówka to było jedno wielkie gruzowisko - niesamowicie ile udało się odbudować. Wchodzimy na most i słyszymy wspaniała dętą muzykę. Rewelacja (Bregovic nie się schowa). Muzykę wytwarza kilku mocno trąbiących facetów. Idziemy za nimi pod most
Mniejsze dziecko mówi ze Pan bedzie kaczał
.
I rzeczywiście - w tym czasie na moście pojawia się skoczek trenujący skoki na sucho.
Licząc na darmowy pokaz
czekamy, ale gościu robi na razie przysiady (z powodu skąpstwa turystów); więc miękniemy po 20 minutach i idziemy dalej.
Dziewczyny w mostarze są piękne (taki "złoty środek" - wszystkiego w sam raz
), co chwilę wykręcam za nimi głowę. Żona to widzi i mówi że mnie tu zostawi (bez dzieci)
, więc swoje zainteresowania kieruję na cele knajpiane i przy lewym dopływie Neretwy (niejakiej Radobolji) znajduję sympatycznie połozoną konobę Stary Mlyn, dokąd żonę zapraszam
Siedzi się nad samą wodą
A z konoby są piękne widoki - o np.
Bośniaczek tam nie ma - żona jest spokojna, ale w zemście i tak puszcza oko do kelnera i pewnego zblazowanego Turka.
nie psuje nam to jednak romantycznego nastroju
.
Robi się ciemno, dzieci ziewają, a że to zarażliwe - my też - więc wracamy.