No to ..... zaczynam właściwą relację:
31.05.2007. - CESTA cz. I
Od momentu wstania z łoża, nastroje urlopowe udzieliły się nawet najmłodszym:
co wcale nie oznacza, że wyjechalismy punktualnie - o nie - takiej mozliwości nie ma.
Więc po długich i czasochłonnych perypetiach zwiazanych z czynnościami fizjologicznymi pakujemy sie wreszcie
(jak widać utorbienie już w miejscu)
Załoga
w wozie:
(tutaj jedynie dwaj pancerni i dwa psy)
i ...... ruszamy.
Na początku czeka nas typowe zwiedzanie terenu pagórkowatego. Dodatkową atrakcją są odwiedziny mojego miejsca pracy (tak, tak - są ludzie niezastąpieni
). W pracy daję buzi wszystkim szefom i podwładnym - w końcu nie będzie mnie długo i...... spływam.
Słowacja:
W sumie podobnie - pogoda pod psem jak w Polsce, za granicą wita nas szyld "Tania wódka".
Są jednak różnice - charakterystyczne dla wschodniej Słowacji są mianowicie tabuny Romów, chodzących zawsze stadami w te i we wte.
Na drodze drobne atrakcje w postaci malowania drogowskazów
w Koszycach. Przy malowaniu strzałek nie blokuje się całego pasa, tylko pachołkami otacza się same strzałeczki. Tak więc jedziesz spokojnie a tu niespodzianka - zassałeś pod machę, albo jeszcze lepiej pod kółko kilka pachołków.
Dzieci podróż znoszą super
: bawią się w skojarzenia - np. piesku piesku co robisz - miau miau, piję mleczko;
Są też pieśni masowe : "dalej dalej bawmy się w koło, jak się zabawimy wypijemy ...... mleczko wesoło", a druga ulubiona - "na ciągniku rolnik worki ma.."
Okresowo trochę ruchu w postaci bitew miska Hubertowego naćpanego niebieskiego z miskiem weteranem (obecnie Mikusiowym a wcześniej Hubertowym) zwanym renegatem
Miki szefuje całym pojazdem - sprawdza czy tata zapięła pasy, żąda aby mama dał picie itd. Nie mogę doczekać się kiedy zaśnie
.
W końcu.....
Węgry - wspaniały kraj języka migowego, Kijaratów i ruhających Angoli -
forum/viewtopic.php?p=103208#103208 (widziałem tych ZBOKÓW kilka razy
).
Co widać - domy koniecznie z żaluzjami, bardziej zadbane, a w każdej wsi wieża ciśnień i kościół.
Szybko autobahn. Budapeszt mimo paskudnej burzy i nerwów szczytujących godzin przelecieliśmy szybko (około 1H
).
Dalej M7 i w Zamardi skręt ... na południe - w inny świat.
A zaraz za zakrętem:
(w naturze robi to niesamowite wrażenie, a jest to początek tego odcinka autopalyi co go Madziarzy skończyć nie mogą)
Mijamy miłe zadbane, tonące w zieleni i wreszcie w słońcu wioski.
Za Kaposvarem w każdej wsi (jak pisał Janusz) bociany.
Dodaję gazu żeby szybciej przejechać - mój aktualny przychówek spokojnie mi wystarczy
.
No to już ... CRO
Granica - kontrola (przecież to nie BM-ka) - celniczka patrzy na komplet utorbienia i pyta znacząco: "na morie
".
W waluciarni spotykamy Chorwata, który zaczepia nas ładną polszczyzną ; okazuje się, że wozi meble z Nowego Sącza (8O no nie wiedziałem że to takie zagłębie meblarskie). Pytam czemu - czy to jakieś specjalne meble ? Nie - odpowiada - meble normalne, ale tanie - po czym konkluduje - w Polsce to wszystko jest tanie.
A na końcu dodaje że aby nie mieć "pustych przebiegów" do Polski wozi aktualnie ..... pustaki.
Pytam go o kwatery - mówi że tu kiepsko, jak już to same hotele; a nie tak jak u Was, koło Nowego Targu - dodaje.
Na szczęście
znajdujemy "niehotel" koło Viroviticy w sympatycznym miejscu i po smacznym posiłku zaraz zasypiamy i tak kończymy DZIEŃ PIERWSZY.
OCZYWIŚCIE CDN.