Droga pomiędzy T. a O. (jak ktoś czytał od początku to wie o co chodzi)
Mam mało czasu - więc nie będzie długo
.
Około 10. rano wyjeżdżamy z Tucepi . W sumie nigdy nie jechałem tą trasą (tyle co do ZB), więc oczekiwania są duże. I nie zawiodłem się. Na początku powitały nas szoszenarbaiten - sympatyczny ruch wahadłowy, nawet ze światełkami na dystansiei 1,5 km. Przy przejeżdzie na całym tym odcinku raptem pracuje łopatami 3 facetów (obok siebie - żeby się chociaż rozstawili):lol: .
Ale potem jest już pięknie:
Najpierw mijamy ładnie położoną Podgorę ze "skrzydełkami mewy", a potem śliczna wieża kościoła - bodajże w Igrane:
Po prawej stronie cały czas towarzyszy nam "kijanka" Hvar, a w oddali (ale coraz to bliżej) nasza GÓRA-CEL:
Chyba już przy końcu Makarskiej Riviery zatrzymujemy się na rozprostosowanie nóg, w ładnym miejscu z kapliczką:
Góry powoli kończą się, oddalamy się od morza i po kilkunastu kilosach znane wszystkim miejsce, gdzie nie sposób znowu się nie zatrzymać:
Wcinamy kupione tam brzoskwinki (czy coś takiego) i oglądamy widoczek.
Potem znowu kawałek trasy i po ominięciu z prawej Ploca wjeżdżamy w dolinę Neretwy. Wszędzie tablice z głową Wespazjana i full straganów z darami żyżnej ziemi (i domowej "aparatury").
W środku delty przecinamy drogę do Mostaru. Pod wiaduktem czai się motocykl z suszarką, którego właściciel aktualnie zajmuje się wręczaniem nagrody jakiemuś szczęśliwcowi
.
Wspinamy się do góry i kompletujemy dokumentacje mijanych miejsc:
Parę zakrętasów i ...jeszcze raz BiH. Znudzony pogranicznik macha nam ręką. Neum przejeżdżamy szybko, tankując jedynie w INie tanie paliwo.
Jest coraz cieplej, po prawej dostrzegamy morskie "pola hodowlane":
Peljesac już tuż tuż - mało nie przegapiamy zakrętu (ratuje nas tylko tablica z hasłem Korcula) w niepozorną drogę. Szybko docieramy TU:
Ekipa nie chce się ruszyć z chłodnego auta - bo upał, nie daję za wygraną i namawiam ich w końcu na kawę i lody. Wchodzimy między mury do pierwszej knajpki (bardzo zresztą sympatycznej). Siedzi trochę miejscowych, kucharz przekrzykuje się z kelnerem, jest troszkę sennie (taka pora):
Na mury się nie pchamy - o tej porze wchodza tam pewnie tylko ludzie pustyni.
Odjeżdżamy ze Ston(ek) - wąska droga przez Peljesac wiedzie początkowo totalnymi pustkowiami (ale widoki są - oj tak). Najpierw ja wlokę się za Pajerem z przyczepą kempingową, a potem przez 10 km wlecze się za mną policyjna Octavia - ale w końcu daje za wygraną.
Jedziemy, jedziemy - dzieci już zasypiają (my zresztą też) - a tu górki - parę zakrętasów i widok na wyspy, Korculę i nasz CEL (już pod GÓRĄ):wink:.
CDN.