napisał(a) wajheczka » 24.05.2015 09:48
Nie mogę sobie przypomnieć nazwy miejscowości ale miałem szczęście. Jest skrzyżowanie ze sygnalizacją świetlna w centrum miasta. Droga główna biegnie po łuku w prawo. Po prawej stronie jest wysoki budynek , który zasłania skrzyżowanie ( z drogiej strony nie widać sygnalizatora czyli z naprzeciwka) za budynkiem jest parking. Dojeżdżając do sygnalizatora zapaliło się żółte, ale ze byłem na równi z nim pojechałem dalej , po przejechaniu łuku drogi widok który mi się ukazał był straszny. Na środku drogi stał policjant z lizakiem , spoglądał na sygnalizator i zatrzymywał tych co na czerwonym wjeżdżali. Oczywiście było stop. Zastanawiam się jak mnie potraktuje , bo wjechałem na żółtym on tego nie widział (łuk drogi i budynek) a jak już wyłoniłem się za zakrętu to pewnie u niego paliło się czerwone. Spoglądnął na tylne siedzenie i machnął żeby jechać. Jak by chciał wyłudzić łapówkę albo dać mandat to miałby okazje. 10 metrów wyżej zauważam młodego chłopaka - turystę który stai na stopa. Chyba zatrzymał mnie żeby powiedzieć żebym go podwiózł.