napisał(a) wajheczka » 26.12.2014 14:16
Przyjeżdżam na kemping trochę za wczasu ale Stach załatwia z kucharką ze zacznie trochę wcześniej piec ryby. Siadam przy stole pod drzewem i obserwuje.
Najpierw kucharka wyciąga coś co przypomina mi miskę z której jedzą psy, do tego ta niby patelnia to jest cała czarna i grubo tam brudu i tłuszczu
. Podobno do cm brud jest nie groźny a po cm to sam odpada, ale tu jakoś nie chce odpaść.
Wlewa na tą niby patelnie coś co ma być olejem a w rzeczywistości wygląda na olej silnikowy do samochodu.
Płomień na palniku bucha patelnia położona ryba na patelni. Pomijając ze nie miała fartucha o czepku to nie wspomnę to jej niby ubranie do patelni to nie wygląda na pierwszej swierzości.
Wyciąga coś czym ma przewracać te ryby, po chwili wyciąga papierosa i ,,kurzy,,
go nad patelnią,
do tego kaszląc kichając smarkając. Słabo mi jak to widzę mam nadzieje ze to mi się śni.
NIE NIE to mi się nie śni. Do tego owa kuchnia jest pod drzewem więc obserwuje czy jakieś dodatki nie lecą na patelnie w postaci liści , igieł, a może ku… ptaszka.
Zastanawiam się kiedy ostatnio myła ręce bo z wyglądu to .. to jest trudne do określenia. Szukam jakiegoś pocieszenia i znajduje.
Wszak wczoraj musiało być tak samo lub gorzej a mimo tego zjadłem i dalej żyje , wiec i pewnie dziś zjem a jutro też pójdę na górkę. Teraz już wiem dlaczego tak mi ta ryba wczoraj smakowała. Dziś też będzie smakować tylko trochę inaczej. Jedno jest pewne jak przeżyje do jutra to jutro tez będzie ryba na obiad. Jutro już będę odporny na takie widoki.
Po skonsumowaniu ryby na pytanie jak smakowało odpowiedziałem –tak fantastycznie przyrządzonej ryby nie jadłem w życiu. U nas w Polsce tak się nie robi (sanepid od razu zamknąłby interes). Była super .