Zatem odpowiedź - uzupełnienie dla chcących podążać naszą trasą.
Plaża w Paralii w okolicach Hotelu Rea (myślę, że 500-800m trzeba iść) jest bardzo szeroka z wszelkimi udogodnieniami w postaci barów, siatki do siatkówki, przebieralni, wody do opłukania itd.
Jak już wspomniałem wcześniej jest niezwykle przyjazna dla dzieci z uwagi na fakt, iż baaardzo daleko jest jeszcze płytko. Jedynym problemem są glony a więc i mętność wody przy brzegu. Pewnego dnia fale powodowały, że dzieci i my
mieliśmy fajną zabawę.
Hotel Rea w Paralii dysponuje - studiami, czyli do dyspozycji mamy pokój z aneksem kuchennym i toaletę z prysznicem. W każdym pokoju znajdują się 3 miejsca sypialne - dla rodziców i dla dziecka. Myśmy sobie je złączyli i spali razem z dziećmi, które lepiej było kontrolować. Natomiast znajomi, dysponujący
starszymi dziećmi wspomagali się materacem.
10 i 16 lat to jednak dużo i mogło by być ciężko się pomieścić w jednym pokoju...
Tak czy siak. My w Czerwcu za takie studio płaciliśmy 40 euro. Na półwyspie chalcydyckim płaciliśmy więcej - bodajże 48 euro za podobną sytuację. Namiary za chwileczkę, w dalszej części relacji.
Droga do Sarti, miejscowości położonej prawie na końcu środkowego palca półwyspu chalcydyckiego zwanego Sithonia, okropnie nuży, ale dajemy radę, nieco wspomagani przez kofeinę. Między pierwszą a drugą w nocy osiągamy nasz cel- Villa Katerina w Sarti.
http://www.housekaterina.gr/index_en.html
Właściciele, uświadomieni przez Christosa wiedzieli, ze się spóźnimy i już na nas czekają. Chcą nam pomoc w bagażach, co już oznacza, ze będzie bardzo miło.
Nie rozmawiamy jednak dużo, bo wszyscy jesteśmy zmęczeni. Wymieniamy tylko z Eleni uśmiechy i prosimy, aby formalności załatwić jutro, co nie okazuje się takie proste... Ale nie zrozumcie mnie źle. Nie jest to proste, ponieważ gospodarze nie wytwarzają ciśnienia z rozliczeniem i paszportami. Przez lata pobytów w Chorwacji nauczyłem się, że takie sprawy załatwia się zaraz po przyjeździe, albo następnego dnia a tu było to niezwykle trudne. Nagabywaliśmy gospodynię średnio, co 2 dni, ale ona machała ręką na znak, że "spokojnie, wyluzujcie się, nie ma ciśnienia". W końcu udało się wcisnąć jej paszporty i kasę za pobyt dwa dni przed wyjazdem
.
No, ale powróćmy do apartamentu. Rano oceniliśmy miejsce, w którym przyjdzie nam spędzić dni do powrotu do kraju.
Mimo, że apartament nie jest tak świeży jak w hotelu Rea, to jednak nic mu nie brakuje. Bardzo czysto i schludnie. Jest w pełni wyposażony a w lodówce czekają na nas wino i sok. Właścicielka jest niezwykle uprzejma. Podczas 6 noclegów mieliśmy jedną zmianę ręczników, po 3 dniach. Pokoje pomalowane są w dwóch kolorach - niebieskim i białym,
podobnie jak elewacja Villi Katerina.
Jednak niewątpliwą zaleta jest bliskość hotelu do szerokiej plaży. W zasadzie, gdyby nie liczyć asfaltowej drogi, to można powiedzieć, ze Villa Katerina graniczy z plażą.
Ponieważ zarezerwowaliśmy sobie pokoje dosyć wcześnie, prawie wszyscy mieliśmy piękny widok na morze, przez które majestatycznie spoglądała na nas góra Atos.
Budynek oddalony był nieco od centrum, ale nie tyle, żeby stanowiło to jakiś problem (około 10-15min drogi). Obok hotelu: sklep, piekarnia, lodziarnia, restauracja, pamiątki itd. Również bardzo polecam ten nocleg.
Sarti
Ta niewielka miejscowość na końcu środkowego palca półwyspu chalcydyckiego ma więcej klimatu niż, Paralia, choć oczywiście nie jest to ta Grecja, którą widać na folderach.
Aby poczuć więcej klimatu warto rozważyć cudną miejscowość położoną na pierwszym palcu o nazwie Afytos (Afitos). My jednak zdecydowaliśmy się na drugi palec półwyspu ze względu na cudowne plaże oraz fajniejszy klimat, przypominający nieco Chorwację.
W Sarti znajdziecie wiele knajp, lecz zdecydowanie nie polecam tych na "ryneczku". Pomimo, ze tanio i szefowa podjeżdża na dzień dobry z bimberkiem, to jedzeniu wiele brakuje niestety...
Nam najbardziej smakowało w charakterystycznej knajpie, położonej przy plaży na drodze do rynku.
Było tu stosunkowo drogo, ale za to najsmaczniej. Oczywiście na końcu w ramach prezentu dostaliśmy jeszcze arbuza. Prawie wszędzie gdzie jedliśmy na koniec dostawaliśmy darmowe lody albo arbuza. Z menu najbardziej smakowały nam ośmiornice,
tzatziki, oczywiście sałatka grecka, no i do picia nieodzowna frappe.
W Sarti jest jeden bankomat, ale np. w dużym supermarkecie można płacić kartą. Niestety, ponieważ jest to półwysep, ceny już trochę wyższe niż w Paralii. Nie są to jednak na tyle duże różnice, żeby rozpaczać. Np. ten sam gyros w picie, który w Paralii kosztował 2 euro tu kosztował juz 2,5 euro.
W mieście mnóstwo miejsc z pamiątkami i plażowymi niezbędnikami w rozsądnych cenach. My np. przywieźliśmy mieszankę przypraw do sałatki greckiej, którą w Polsce ciężko dostać. Tuż przy plaży mamy mały plac zabaw dla dzieci. W Paralii było mnóstwo Polaków a tu spotkaliśmy tylko jedną rodzinę. W internecie jest jednak dużo opisów wycieczek do Sarti, wiec przypuszczam, ze sytuacja zmienia się w sezonie i mamy zlot rodaków.
Okolica
Niedaleko (ok 5km), jadąc na południe znajdziemy cos dla miłośników clubbingu. Słynny bar Goa, cudownie położony w malowniczej zatoczce.
Trochę dalej (myślę, że około 20 km) znaleźliśmy też uroczą plażę w miejscowości Kalamitsi. Jeśli ktoś lubi senniejszy klimat, to rzecz warta przeanalizowania, bowiem domków tu bardzo mało.
Drugi tydzień, jak pisałem na początku służył nam tylko do wypoczynku, więc praktycznie nie ruszaliśmy się z miejsca oprócz najpiękniejszej plaży - Orange Beach, ale o tym, drogie dzieci podczas następnej dobranocki