Autostradka wypas. Dzięki za uzupełnienie!
Meteory
Jechaliśmy już tą "autostradą" do Platamonas więc początek już znamy. Mknąc dalej, w kierunku Aten droga przechodzi przez słynną dolinę Tempi powstałą z pewnością od uderzenia pioruna Zeusa.
My mamy jednak wciąż w pamięci niedawny wypadek w którym przysypało Włochów. Skały są zabezpieczone siatką, ale to Grecja przecież...
Po przejechaniu około 180km docieramy do miejscowości Kalampaka, położonej u stóp gór na których powstały Meteory.
Christos powiedział: Będzie pierwszy skręt oznaczony, jako prowadzący do klasztorów, ale ten omińcie. Jedźcie prosto, do miasteczka Kastraki i stamtąd już traficie. Istotnie wkrótce wjeżdżamy pomiędzy wiszące w skałach monastyry. Widok jest niesamowity i zapiera dech w piersiach.
Pnąc się w górę, docieramy do największego klasztoru nazwanego "Wielki Meteoron".
Pierwsze pytanie, jakie chyba wszystkim ciśnie się na usta jest - jak oni to zrobili ? Olbrzymi klasztor z własnym dziedzińcem, cerkwią, biblioteką i resztą infrastruktury zbudowany bez użycia zaawansowanego sprzętu a co najważniejsze - zawieszony na skale. Do dziś nie jest jasne, jaką techniką się posługiwano.
Wchodzimy więc po schodach do wejścia, gdzie człowiek sprzedający bilety prosi mnie o wyłączenie kamery, co czynię. Wkrótce jednak okazuje się, że ten wewnętrzny przepis jest nagminnie łamany przez wszystkie nacje.
Do klasztoru należy ubrać się w długie spodnie, co uczyniliśmy jak się okazuje niepotrzebnie. Przy wejściu, jeśli ktoś nie jest stosownie ubrany, dostaje nakrycie. Niestety nie mamy przewodnika, więc klasztor zwiedzamy trochę jak turyści "Made In China"
Niewątpliwie Meteory to obok Akropolu jedne z większych atrakcji turystycznych w Grecji a z pewnością i Europie. To po prostu trzeba zobaczyć.
Ustalamy, że jeden klasztor wystarczy i wracamy do Paralii, bo dzieci mają dziś obiecane wesołe miasteczko
Waterland
Jeśli jedziecie do Grecji i nie macie co robić z czasem, to jedzcie do Waterlandu, jeśli jednak spodziewacie sie wodotrysków nie z tej ziemi a na dodatek byliście np. w Tatralandii, to będziecie zawiedzeni.
Stosunkowo drogo i mimo, że jesteśmy dużą grupą nie udaje sie wywalczyć żadnej zniżki. Owszem, w miarę czysto, ale woda - lodowata. Mniejsze dzieci szybko się zniechęcają i pomimo atrakcyjnej "wyspy piratów" nie chcą siedzieć w basenie.
Wybieramy zatem inny basen, gdzie woda jak się wydaje jest troszkę cieplejsza. Tam maluchy trochę się rozkręcają, ale z kolei na tym basenie, przeznaczonym dla najmłodszych atrakcji tyle co kot napłakał. Na szczęście na innym basenie co godzinę odpalają sztuczną falę i jest to dość atrakcyjny punkt programu.
Generalnie na obiekcie jest bardzo mało ludzi co oznacza, że ten rok istotnie Grecji nie wyszedł turystycznie, ale dla nas akurat jest to dobre, bo do poszczególnych atrakcji nie ma kolejek.
Starsze dzieci bawią się dość dobrze wiec zostajemy do godz. 16stej i zaczynamy ewakuację. W drodze powrotnej algorytm mojej nawigacji ukazuje swoje niedoskonałości i pomimo, że ustawienia były identyczne jak w kierunku Waterlandu, GPS prowadzi nas do Paralii przez centrum Salonik a nie, jak poprzednio - obwodnicą.
Kiedy się orientujemy jest już za późno na zmianę, więc pokornie poddajemy się małemu ekranikowi nawigacji. Niezwykle przydatne w centrum okazały się nasze radia CB z uwagi na częstą sygnalizację świetlną, remonty itd. a co za tym idzie - rozdzielanie się grupy. Wkrótce udaje się wyjechać z ładnego, ale nieco "przytłaczającego" centrum Salonik i mkniemy w kierunku Paralii.
Jutro postaram się zrobić Ateny. Zapraszam