cropag napisał(a):Opowiem Wam moją historię z ostatniego pobytu w Chorwacji:
Dzień pierwszy:Wyjeżdżamy z Wadowic o 5 rano. Ja, żona, dwoje dzieci. Kierunek: Korczula. Pod Katowicami coś zaczęło piszczeć w samochodzie. Jadę powoli, średnia 36 km/godz. Śpimy na parkingu w Ostrawie.
Dzień drugi:Jesteśmy w Brnie, piszczy coraz bardziej i auto nie ma mocy. Mam Assistance, ale nie znam jego warunków, więc nie dzwonię...
Dzień trzeci:Odpoczywamy i potem nocujemy w Wiedniu. Po Wiedniu jeździmy metrem, bo nie mogę zapalić samochodu (duży fiat 125)
Dzień czwarty:Jesteśmy już w Gratzu. Zadzwoniłem do kumpla w Polsce i powiedział mi jak odpalić dużego fiata. Podejrzewam, że padła elektronika (lampki). Autem szarpie i leje się z tyłu jakiś płyn (hamulcowy lub paliwo
). Żona mnie pociesza, że może być jeszcze gorzej. Dzieci poszły na lody.
Dzień piąty:Osiągnęliśmy Maribor. Żona jest zachwycona, zaprosiła mnie na kawę. Dzieci śpią. Ja postanawiam nauczyć się pływać, idziemy wszyscy na basen
Dzień szósty:Mijamy Ptuj. Jedziemy powoli bo strasznie coś wyje w samochodzie.
Dzień siódmy:Stoimy 3 km za Ptujem. Dzwonię do kumpla w Polsce, ale nie mogę się dodzwonić. Nocujemy na pobliskim parkingu. Idziemy z żoną na grzyby. Dzieci pilnują wozu.
Dzień ósmy:Oddzwania kumpel z Polski. Mówi, żeby zadzwonić na Assistance. Dzwonię na Assistance. Mówią, że przyślą lawetę i zaholują auto na Korczulę, a nas extra osobowym odwiozą do naszego docelowego apartamentu. Odmawiam, żona jest ze mnie dumna i obiecuje seks wieczorem. Wieczorem kochamy się w pobliskich krzakach przy autostradzie. Dzieci śpią.
Dzień dziewiąty:Podjeżdża do nas jakiś facet i za 500 euro obiecuje naprawić nasze auto. Daję mu 600 euro, żeby było szybciej. Facet odjeżdża.
Dzień dziesiąty:Czekamy na tego faceta. Idziemy na lody, zwiedzamy Ptuj.
Dzień jedenasty:Dzwonię do kumpla w Polsce. Kumpel obiecał przysłać lawetę za 5000 złotych. Idziemy na kawę, zwiedzamy resztę Ptuja. Żona jest ze mnie dumna, ale ja się już powoli wkurzam. Na szczęście przyjeżdża ten mechanik i mówi, że muszę dopłacić jeszcze 400 euro. Dopłacam.
Dzień dwunasty:Nie ma mechanika, nie ma lawety z Polski. Idziemy zwiedzać Ptuj i do wesołego miasteczka. Jestem już uspokojony. Żona parzy kawę na ognisku. Wieczorem idziemy na basen. Ćwiczę pływanie żabką. Dzieci są zachwycone moimi postępami w pływaniu.
Dzień trzynasty:Czekamy na lawetę lub mechanika. Ćwiczę pływanie na poboczu "na sucho". Żona robi kanapki. Wspiera mnie w ćwiczeniach.
Dzień czternasty:Przyjeżdża laweta. Kierowca powiedział, że muszę dopłacić jeszcze 3 tysiące i poszedł spać. Ćwiczę pływanie, zwiedzamy Ptuj. Żona jest zachwycona miasteczkiem.
Dzień piętnasty:
Wracamy. Laweta psuje się w Mariborze. Muszę dopłacić 1000 euro za naprawę lawety. Wieczorem zwiedzamy Maribor. Żona jest zauroczona zabytkami.
Nie chcę Was zanudzać dalszymi przygodami (a było ich jeszcze co niemiara), w każdym razie po 24 dniach wróciliśmy do domu. Było ciężko, ale jesteśmy zauroczeni Chorwacją. A co nas nie zabiło, to nas wzmocniło. Żona jest bardzo szczęśliwa