Dzień 12
Droga powrotna
Auto postawione na lawecie i zapiete, bagaże w środku a my na plaży. Zdawaliśmy sobie sprawę, że rozwiązanie to nie jest zgodne do końca z przepisami ruchu drogowego, bo zestaw był przeładowany jakiś 400kg. W przypaku kontroli i ważenia, oczywiście mandat i nie wiem co dalej. Dodatkowo nikt z nas nie wiedział dokładnie jak trzeba poprawnie, zgodnie z przepisami zapiąc auto do lawety, więc tu też mogliśmy dostac mandat jakby ktoś się czepił. Zgodnie z przepisami to musielibyśmy wziąść lawetę większą ale wtedy nie mielibyśmy uprawnień na nią.
Godzina 11:00 wyruszamy. Wszystko sprawdzone 4 razy i jeszcze podczas drogi kilka razy czy auto sie nie przesuwa. Laweta klimatyzowana i wygodna bo na 7 osób, więc podróż po Chorwacji przebiega bez problemu, jest zabawnie i cieszymy się, że wracamy. Obiecałem fotki, więc oto one:)
- Trogir 2013
- Chorwacja 2013
Dojechaliśmy do granicy i tutaj stresówka, bo zawsze mogą nas wziaść na wagę. Po stronie Chorwackiej pusto i przejechaliśmy szybko a po stronie Słoweńskiej korek, czyli "trzepią" wyrywkowo. Lekko poddenerwowani podjechaliśmy pod budkę celnika i nagle u niego zadzwonił telefon. Znajomy podał celnikowi dokumenty, a on wciąż rozmawiał przez telefon patrząc na nas. Skończył rozmowę i oddał nam dokumenty i pojechaliśmy dalej. Najgorsze za nami, teraz tylko już pozostała droga do domu. W Słoweni udało się ominac autostradę i staneliśmy na jedzenie. Bardzo tanie i dobre miejsce. Polecam je.
- Słowenia 2013
Wracając do auta, znajomy zauważył że uszło powietrze z lewym tylnim kole. Podjechaliśmy na stacje, dopompowaliśmy, zalaliśmy paliwo (nie do pełna by bardziej nie przeciążać auta) i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Musze tu zwrócić uwagę, że zalezało mi najbardziej by dojechać do domu około godziny 7/8 bo do 9:40 musiałem zdać lawete 60km dalej, inaczej zaczełaby się kolejna doba i kosztowałoby to dodatkowe 250 zł.
Mineliśmy granice z Austrią i wracamy na autostradę. Ledwo wjechaliśmy z wjazdu, a naszym oczą pojawił się napis o kontrolach. Wszystkie auta były kierowane na pas awaryjny, zjeżdzały z autostrady i przejeżdzały przez "wysepkę", która po brzegi była wypełniona strażą graniczną i policją. Jadąc gęsiego, co chwilę stojący przy drodze oficerowie wskazywali wybrane przez nich auto do kontroli. Jako laweta z autem rzucaliśmy się w oczy. Mineliśmy dwóch rozmawiających policjantów i jeszcze kolejnych dwóch. Uff. Przedostatni jednak wskazał na nas ręką i musieliśmy zjechac do kontroli. Niewiadomo skąd podeszło do nas 3 oficerów i jedna policjantka. Ich miny były jak twarz pokerzysty, żadnych emocji tylko pytania: Czemu auto na lawecie?, Skąd wracamy? itd. Nagle usłyszeliśmy, że mamy wysiąść i okazać dokumenty. Kierowca poszedł pootwierać bagażnik i drzwi Laguny. Jeden z oficerów oglądał auto a drugi się dopytywał o części w bagażniku, czy mamy jakies alkohole i papierosy. W tym czasie trzeci oglądał lawetę w środku i zaglądał nawet pod maskę, sukając przemytu w silniku. Policjantka zabrała dokumenty i poszła do radiowozu. Staliśmy tak jakieś 10-15 minut. Wróciła, wszystko ok i możemy jechać dalej. Dobrze, że nie kazali wjechac na wagę zestawem. Ciśnienie na kontroli spowodowało, iż nikomu nie chciało się spać.
W połowie Austri postanowiliśmy dotankować. Na stacji okazało się, że powietrze w kole nadal uchodzi i trzeba znowu użyć kompresora. Jedziemy dalej. Przed Czechami, znowu stacja i kompresor. Powietrze uciekało tak co 1/1,5 godziny, a nawigacja wskazywała, że będziemy na godzine 7:00 w domu, więc na zmiane koła nie było czasu, gdyż trzeba by zrzucić Lagunę, wymieni koło i znowu zapiąc Lagunę do lawety. Jedziemy, najwyżej co jakiś czas zjedziemy na stacje "dobić" koło.
Czechy. Gdy powietrze w kole spadało do poniżej 2,5 atm to autem rzucało jak szalonym, więc znowu stacja i kompresor. W Czechach było różnie, niektóre kompresory były mocne więc wystarczało na godzine, innym razem słabiej więc za 30 minut znowu stacja. Jechaliśmy na zmianie prawie co godzine zmieniając się za kierownicą.
Przed granicą z Polską nie wierzyliśmy już, że się wyrobimy i na tej oponie dojedziemy do celu. Wjechaliśmy do Polski. Tu jak zwykle tragedia, bo albo na stacji nie ma kompresora, albo nie działa, albo bokiem ucieka powietrze. Pomimo tych przeciwności jechaliśmy wciąż "do przodu" a nawigacja wskazywała 7:30 godzinę przybycia, więc sie wyrobimy. Pędziliśmy110/120 km/h trasą, co 50 km pompując koło i co godzinę zmieniając sie za kierownicą.
Postanowiliśmy, że zrzucamy auto na osiedlu i jedziemy odprowadzić lawetę, a wtym czasie reszta rodziny rozpakuje samochód. Dotarliśmy do domu na 8:00. Zrzuciliśmy auto z lawety (15 minut) i ruszliśmy z kierowcą odprowadzić samochód w czasie, by nie płacić kolejne 250 zł.
CDN:)