Macie rację, nasi rodacy potrafią się odnaleźć w każdej sytuacji.
Doświadczyliśmy tego m.in. w Poljicy.
Dwie sytuacje:
Dogorywamy na plaży, na naszym odcinku plaży razem z nami odpoczywa około 12 osób. Cisza, spokój, pluskamy się, dzieciaki elegancko nurkują. No normalnie kraina mlekiem i miodem płynąca.
Nikt specjalnie nie przejmuje się widokiem dwóch aut osobowych które podjeżdżają pod plażę.
Wynurza się z nich chyba z 8-9 osób. Rozkładają swoje bambetle jednocześnie radośnie oznajmiając swoją obecność.
No cóż, podoba się nie tylko nam, niech się cieszą....
Po rozłożeniu swojego obozowiska zaczyna się ceremonia nacierania półtuszy trzody chlewnej (ale o tym mieliśmy się dopiero przekonać...).
Po natarciu następuje powitanie z wodą.
Dwóch samców "alfa" z rozpędu rzuca się do wody z zaangażowaniem porównywalnym do syryjskiego uchodźcy mającego przed oczami odpływający do Lesbos ponton.
Po wynurzeniu z otchłani Jadranu daje się słyszeć okrzyk, który zapewne dotarł do Mariny:
-O ku.wa! Jaka zajeb.sta woda!
I inne temu podobne przejawy zadowolenia.
Wiadomo, nasi rodacy wypoczywają, niech wszyscy o tym wiedzą, że im się podoba
Druga sytuacja:
Czesi śmigają sobie skuterkiem wodnym. Elegancko, nie szaleją przy brzegu. Dopływają do brzegu tam gdzie nie ma ludzi, na luzie, nie na pełnym gazie. Co jakiś czas zmienia się pasażer skutera - kierowca pozostaje ten sam.
Przy którejś z kolei zmianie nowy pasażer po raz pierwszy próbuje wdrapać się na pokład. Robi to dosyć nieudolnie chwiejąc skuterem.
Ale od czego są bracia Polacy.
Z sąsiedniej plaży zaczynają docierać złote myśli "wujka dobra rada":
- Czai się do tego skutera jak szpak do jeb.nia!
- Od tyłu się wchodzi BARANIE!
No nie ma opcji, żeby mieć wrażenie, że wyjechaliśmy na koniec świata
Nasi tu są!