Tytułem wstępu
Jeszcze gorące wrażenia
Wróciliśmy i sama nie wiem od czego zacząć, te kilka dni na wyspie minęły tak szybko, za szybko. Mimo krótkiego czasu zobaczyliśmy całkiem sporo, ktoś mógłby powiedzieć, że pewnie wcale nie odpoczęliśmy. Fakt, fizycznie chyba rzeczywiście jesteśmy zmęczeni, ale odpoczęliśmy psychicznie, spędziliśmy super chwile w gronie naszej małej rodzinki. Uśmialiśmy się nie raz do łez. Na wyspie czuliśmy się bardzo dobrze, bezpiecznie i swobodnie. Chociaż ona nie od razu dała się oswoić, broniła swoich skarbów, ale o tym potem....
Nie uniknęliśmy porównań, na początku często padało: "a w Chorwacji..., jak w Chorwacji, inaczej niż w Chorwacji..."; , ale tylko na początku. Im bardziej poznawaliśmy Minorkę tym bardziej nam się podobała, a chorwackie wspomnienia odchodziły w cień.
Minorka jest spokojną wysepką, nie ma tu quadów, imprez na plażach, krzykliwej młodzieży, szybkich samochodów, szpanu, lansu i całej reszty, z której znane są jej siostry Majorka i Ibiza. Jeżdżąc po wyspie samochodem mieliśmy wrażenie, że wcale nie ma na niej turystów, życie wyspy toczyło się normalnym trybem , a turyści byli jakby z boku, rozsiani po licznych plażach. Gdy dojeżdżaliśmy do miejsc wartych uwagi, okazywało się nagle, że nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł, między turystami odczuć można było jednak coś w rodzaju więzi, wszyscy się pozdrawiali, uśmiechali, nikt nikomu nie przeszkadzał.
Na plażach ilość ludzi bywała całkiem spora, ale o dziwo zupełnie to nie przeszkadzało, nie drażniło, nie było lodówek z piwem ani głośnych plażowiczów. Słychać było głównie język hiszpański, bądź kataloński czy tez jego minorkańską odmianę. Mnie zachwycała piękna, radosna hiszpańska młodzież. Długowłose dziewczyny w zwiewnych sukienkach, bądź krótkich jeansowych spodenkach, rzucające na piasek ręczniki obok słomkowych toreb i towarzyszący im mężczyźni, młodzi, smukli, w słomkowych kapeluszach. Czas spędzali na rozmowach bądź grze w coś w rodzaju tenisa plażowego.
Dokładnie tacy jak ci, znani mi z oglądanej przed wyjazdem reklamy piwa kręconej na Minorce :
Poza hotelem ani razu nie spotkaliśmy rodaków, co nie ukrywam bardzo nam się podobało i pozwoliło jakoś bardziej cieszyć się każdym napotkanym miejscem i chwilą.
Minorkańczycy są powściągliwi , ale gdy zamieni się z nimi kilka słów, rozkwitają serdecznością i uśmiechem, obojętnie czy jest to obsługa sklepu, baru, pani w punkcie informatycznym, przechodnie, czy staruszek na skwerku. Wyspa jest dobrze, ale dość dyskretnie oznakowana, zadziwia ilość rond, jakość dróg i liczba wolnych bezpłatnych miejsc parkingowych, ogólnie panujący porządek i czystość, w miasteczkach czuć zapach czosnku i dobrego jedzenia, skóry i drewna, sera i ziół. Na polach cieszą oczy stada krów i koni. Można spotkać kozy czy osły, rzadziej owce. Krajobraz jest bardzo różnorodny, od kamienistych pól poprzecinanych murkami do pól, łąk i wzgórz porośniętych dzikimi oliwkami i drzewami iglastymi. Pomiędzy nimi porozrzucane są gospodarstwa otoczone murkami, wjeżdża się do nich przez urocze, bardzo charakterystyczne bramki wykonane z drewna oliwkowego.
Rozwój turystyki jest ściśle kontrolowany, nie dopuszcza się budowy wysokich hoteli, ani zabudowy kolejnych zatoczek, do wielu plaż można dostać się tylko pieszo, bądź łodzią. Parkingi przy wielu dzikich plażach położone są kilkaset metrów od morza. Większa część wyspy stanowi rezerwat biosfery.
cdn.