czyli jak zmęczyć się na stacjonarnych wakacjach
W związku ze zbliżającym się kolejnym wyjazdem postanowiłem opisać swój poprzedni pobyt w Cro. Jest to spowodowane tym, że nie mogę się już doczekać urlopu i jestem łasy na cokolwiek co Chorwacji dotyczy, do tego stopnia, że mogę nawet napisać i przeczytać własną relację .
Forum obserwuję od dość dawna, mimo iż nie aktywizuję się zbytnio. Pozwala mi to cieszyć się słońcem przez cały rok . Boję się tylko tego, że z mojego wrodzonego lenistwa nie dokończę relacji przed wyjazdem... No chyba, że ktoś to będzie czytał
Nie będzie to porywająca opowieść na jakie można natknąć się na forum, ponieważ nastawiliśmy się raczej na stacjonarne wakacje. Nie jestem pisarzem, więc odstaję od forumowej "braci", w cudownym przedstawnianiu odwiedzonych miejsc. Rozmaitości na moich zdjęciach także nie należy się spodziewać, bo zazwyczaj, jak szedłem z dzieckiem to nie chciało mi się tachać aparatu (błąd), a jak sam szedłem popływać, to wiadomo... . Zwiedzania w planie nie było dużo, co zresztą opiszę. Na zdjęciach (jeśli ktoś wyrazi zainteresowanie to wstawię) jest głownie rodzinka, w cała reszta w tle . Myślę, że w tym roku nadrobię jeśli chodzi o zdjęcia.
Czuję się w obowiązku uprzedzić osoby ewentualnie czytające , że relacja nie jest romantyczna i sielankowa, więc mam nadzieję, że nikt nie będzie czuł się zniesmaczony
Mój pierwszy raz miał miejsce pod koniec sierpnia 2008 r. Jak się potem okazało były to jedne z najlepszych i męczących jednocześnie wakacji. Miejsce wybraliśmy po lekturze forum. Miała to być Brela. I dla nas była... (przynajmniej tak nam się wydawało przez pierwsze 4 dni ) pojechaliśmy w ciemno nastawiając się, że raczej nie będzie problemu ze znalezieniem kwatery.
Spakowaliśmy furacza i koło godziny 17 zaplanowaliśmy wyjazd z Tarnowa. Załoga składała się z żony, 2 letniego syna i mnie - kierownikowca . Acha... jeszcze pasażera na gapę - córy (kto oglądał Obcy - 8 pasażer Nostromo ten wie ) Wiedząc, że dzień wcześniej z Cro wróciła moja kuzynka z mężem podjechaliśmy do nich, bo chciałem pożyczyć "sprzęt snoorkowy" . Przy okazji dostałem też winietkę na autostradę w Słowacji, którą mieliśmy ominąć, a mój szwagier (umowny, bo to mąż kuzynki) zapomniał nakleić na szybę nalepki.
Ruszyliśmy w końcu ok. 18.