W Polsce już nie jeździmy, czyli narciarska relacja na 78%
Jak to szybko minęło... 6 dni narciarskich (i nie tylko ) i wróciliśmy z pięknej doliny Zillertal.
Relację będziemy pisać na cztery ręce - Roxi i moje
Zobaczymy, co z tego będzie
Myślę, że znajdzie się coś miłego nie tylko dla miłośników białego szaleństwa, ale również dla tych, którzy lubią góry, piękne widoki i... nasze relacje
To tyle tytułem wstępu. Zaczynamy
22 stycznia 2011 - noc z piątku na sobotę - wyjazd
Spakowaliśmy się do biednego, małego Fabiaka , który wyglądał tak:
I pomknęliśmy ku nowej przygodzie.
Droga przebiegała gładko. Myknęliśmy sprawnie przez Czechy, potem północną obwodnicą Wiednia objechaliśmy tenże Wiedeń i dojechaliśmy do Niemiec.
A oto i Zugspitze (najwyższy szczyt w Niemczech - 2962 m n.p.m.) we własnej górskiej postaci :
Zatrzymaliśmy się na chwilę obok Chiemsee, żeby nakarmić mewy, kaczki i łabędzie :
Mewa z jednym skrzydłem :
Za oknem robiło się coraz ciekawiej:
a my zbliżaliśmy się do doliny Zillertal. Oto i ona:
Tylko gdzie ta zima
Na dole dosyć zielono.
Ale w miarę wspinania się pod górkę do naszego pensjonatu (w Gerlosbergu) było coraz bardziej biało.
Wreszcie dojechaliśmy na miejsce:
Widok sprzed domu na miejscowość Zell am Ziller:
Dzień kończymy kufelkiem miejscowego piwa Zillertal :
I szybko idziemy spać, bo jutro nasz pierwszy dzień na stoku i musimy być tam pierwsi
Mam nadzieję, że zerkniecie tu czasem, narciarze i nie-narciarze
A tytułowe 78% niech na razie pozostanie tajemnicą Chociaż może już ktoś rozszyfrował tę zagadkę
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Maslinka
EDIT: Góra widoczna na zdjęciu to na pewno nie Zugspitze i nie Watzmann, tylko jakieś mniejsze cóś, ale co, nie mam pojęcia