Przyszła mi ochota na opisanie ostatniej mojej 4 podróży do Chorwacji pod koniec sierpnia 2010 r.
Tegoroczną wyprawę planowałem już podczas poprzedniego pobytu na Rabie w Loparze, a dokładnie w drodze powrotnej do Polski.
Wyjechaliśmy jak zwykle ok. 8 rano z Warszawy by po 30 minutach zatrzymać się na ok. 1 godz. w korku pod Nadarzynem (wypadek). Jak przy każdym wyjeździe zakładamy, że nigdzie się nie spieszymy, a tu już na 20 kilometrze postój. Następny był w Częstochowie a właściwie w Poczesnej. Przejazd przez Bielsko Białą też nie należał do przyjemności.
W końcu Zwardoń osiągnęliśmy dopiero o 16 tej.
W spożywczym zakupiliśmy winietę i ruszyliśmy w drogę przez Słowację i Węgry w kierunku Bośni i Hercegowiny.
Następnego dnia rano zameldowaliśmy się na granicy węgiersko-chorwackiej w miejscowości Barcs.
Dzięki zabranej ze sobą nawigacji, bez trudu znalazłem stację z LPG w miejscowości Virovitica. Taka dziura, że z papierową mapą szukałbym z godzinę. Tankowanie do pełna i w drogę.
Granicę z Bośnią przekroczyliśmy ok. 10.30 w Gradiska i skierowaliśmy się na Banja Lukę.
Na tym odcinku zaskoczyła nas duża ilość stacji benzynowych z gazem cenie 0.50 eurocentów za litr.
Trasa z Banja Luki przez Jajce do Donji Vakuf ,to swoisty etap górski. Serpentyny, wąwozy, zakrętasy wymagające od prowadzącego dużej koncentracji i doświadczenia.
Ale było warto, bo widoki przepiękne.
W Jajce zrobiliśmy postój 30 minutowy na odpoczynek i przy okazji wysłuchaliśmy modlitwy płynącej z pobliskiego Minaretu.
Dalej w Bugojno skręciliśmy na Livno i mijając Sestanovac dotarliśmy do Jadranki.
C.D.N.