Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Rejs - Dalmacja pażdziernik

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
kawa
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 337
Dołączył(a): 01.08.2002
Rejs - Dalmacja pażdziernik

Nieprzeczytany postnapisał(a) kawa » 24.10.2010 17:43

Witam wszystkich !
Mimo różnych perypetii doszedł w końcu do skutku rejs jachtowy po Adriatyku.
Obiecałem na forum ( a zwłaszcza koleżance "Indiana") krótką relację po przyjeździe z rejsu.
Nie będę tu opisywał perypetii z załogą bo nie o to tu chodzi, lecz ograniczę się do ralacji z rejsu. A więc było tak :
Jedziemy !
Sam dojazd nic ciekawego, trasa jak u większości - Cieszyn-Wiedeń-Gratz-Maribor-Zagreb-Kastela.
Ruch mały, korków zero, wiadomo jak to po sezonie.
I tak w szybkim dość tempie (15 godzin) z przerwami na siku i kawkę dojeżdzamy o godz. 17 do Kaśteli Gomilica.
Jest to jedna z 7 miescowości mającej w nazwie Kaśtela a położonych
na tzw. Riwierze Kaśtelanskiej pomiędzy Trogirem a Splitem.
Mam GPS tak więc trafiamy bez problemów pod szlaban wjazdowy do mariny.
Tu po wyjściu z samochodu pierwsza niespodzianka,
jak wyjeżdżaliśmy z Polski to temperatura wynosiła + 4 st. C.
Tutaj o godz.17.00 jest +22 st. C. Szok !!!
Parkuję samochód na poboczu i idę się dowiedzieć co i jak.
Okazuje się w naszym biurze (Adriatic Charter) pusto, siedzi jeden facet
i chyba trochę się nudzi. W związku z tym szybko załatwiamy formalności związane z przejęciem jachtu, płacę ubezpieczenie kaucji i klimatyczne i praktycznie możemy się ształować na jacht.
Obrazek
Jeśli chodzi o techniczne przejęcie jachtu, ma ktoś z obsługi zjawić się
i razem mamy sprawdzić wszystko z listy i podpisać protokół przejecia jachtu.
Nagabnięty o to człowiek z obsługi na kei powiedział żebym sam sobie wszystko sprawdził a on potem przyjdzie.
Ok. W takim razie będziemy się ształować.
Idę do samochodu a tam druga niespodzianka, okazuje się że knajpka przed którą zaparkowaliśmy prowadzi Polka z Nowego Sącza, która wyszła za Chorwata i 20 lat już tam mieszka.
Zobaczyła polską rejestrację samochodu i wyszła zaproponować nam parking u siebie w ogrodzie za połowę kwoty jaką zażądali w marinie.
Fajnie, mówię zaoszczędzimy akurat na wino i rakiję. W tak zwanym międzyczasie przyjechał drugi samochód z resztą załogi.
Więc jesteśmy już wszyscy.
Bierzemy z mariny wózki bagażowe ładujemy nasze graty i jedziemy pod nasz jacht. Jest to Bavaria 34 o dźwięcznej nazwie BELL.
Obrazek
Gratów jest tyle (samych skrzynek z żarciem jest 4, zgrzewek różnych napojów 8 szt., piwo 1 zgrzewka oraz toreb i innych pakunków po 2/osobę), że przez chwilę zastanawiamy się czy zmieścimy to wszystko
w bakistach.
Ale okazuje się po upchnięciu wszystkiego że jeszcze zostało sporo miejsca.
Robi się już ciemno i wreszczie przychodzi facio od sprawdzenia jachtu. Ale co tu można sprawdzić po ciemku.
Sprawdzamy pobieżnie z listy to co można sprawdzić a resztę mamy sprawdzić jutro.
Przy okazji okazuję się, że sprawdzanie po ciemku też ma swoje zalety, bo zauważamy że nie działa światło topowe, czego pewnie w dzień byśmy nie spostrzegli.
Facio mówi że jutro naprawią i poszedł.
Kończymy ształować graty i idziemy do knajpki w marinie na kolację, żeby po tak ciężkim dniu zainaugurować nasz rejs i zintegrować załogę. Knajpka taka sobie, bez rewelacji ale może być, wybór dań spory
a ceny umiarkowane.
Zamawiamy co tam kto chce (ja lignie prażene) do tego obowiązkowo wino i się integrujemy.
Około godz. 23 zarządzam koniec integracji i idziemy na jacht spać
bo przecież jutro będzie pierwszy dzień z reszty naszego rejsu.
Ostatnio edytowano 20.11.2010 16:57 przez kawa, łącznie edytowano 6 razy
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 24.10.2010 17:46

Pierwsza ;)
jes jes jes :P
Zmniejsz fotki do 600x800 i bedzie lux :)
Acha, jeszcze jedna mała prośba.. żeby nam się lepiej czytało, daj co jakiś czas "enterek", żeby tekst się nie zlewał...
Zaczyna się ciekawie, chętnie popłynę z Wami w rejs!
Pozdrówka!
weldon
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 39917
Dołączył(a): 08.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) weldon » 24.10.2010 18:14

Drugi ... i zrób czasami spację i enter ... :(
kawa
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 337
Dołączył(a): 01.08.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) kawa » 24.10.2010 18:22

Ok. Już poprawiam. Ciąg dalszy jutro.
Ostatnio edytowano 24.10.2010 20:01 przez kawa, łącznie edytowano 1 raz
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13025
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 24.10.2010 18:40

Zasiadam w kokpicie i ja. :D
Po trzech kolejnych rejsowych latach po Jadranie, w tym roku nie było mnie ani w Cro, ani wogóle na jachcie... Z tym większą przyjemnością przepłynę się się z Tobą 8)

Rok temu też wypływaliśmy z Kasteli, jacht również w Adriatic Charter, tyle że we wrześniu. Ciekawa jestem, jak ze sprawnoścą Waszej Bavarii... Nam rok remu :? zaszwankował nam GPS, w tym roku (we wrześniu) nasz ubiegłoroczny kapitam ( z trzema członkami załogi pływającymi razem ze mną w rejsach opisanych w moich relacjach) musiał wzywać serwis z mariny do wymiany :roll: zepsutego silnika...
Mam madzieję, że u Ciebie nie było awarii.

Pozdrawiam serdecznie i czekam na relację :D
kawa
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 337
Dołączył(a): 01.08.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) kawa » 24.10.2010 19:12

Witam i pozdrawiam !
Na szczęście nic poważnego nam się nie popsuło, a mając Twoją relację w pamięci, GPS-a wziąłem swojego jako zapasowy a silnik wyglądał jak świeżo po remoncie, jeszcze farba nie zdążyła sczernieć. Jedyne co, to urwała nam się taśma do mocowania bimini ale w praktyce nie używaliśmy go.
Jak się zbiorę to jutro pociągnę dalej relację i dodam kolejne fotki.
Pozdrawiam
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 24.10.2010 23:36

Dawaj kawa, dawaj, bo my tu siedzimy i czekamy aż przyszkwalisz, że nam się woda w zęzach zagotuje:)..
a następnym razem to bym się chętnie na taki rejs "wprosił"...czekam na cd i pozdrawiam!!
kawa
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 337
Dołączył(a): 01.08.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) kawa » 25.10.2010 16:44

Niedziela przywitała nas piękną pogodą, bezchmurne niebo, ciepło ale wiatr jakby słaby. Nic to, dokonujemy porannych ablucji i powoli przygotowujemy się do wypłynięcia. Jeszcze krótkie zakupy w markecie GETRO ze szczególnym uwzględnienie napojów nikoniecznie chłodzących a bardziej wyskokowych.
W międzyczasie przychodzi facio z Adriatica i sprawdzamy resztę rzeczy z listy. Niby wszystko w porządku ale gdzieś w głębi czai się myśl że nie sposób tego wszystkiego dokładnie sprawdzić. Ale co tam, mamy wszak ubezpieczenie kaucji. Facio jeszcze wciąga na maszt drugiego facia (jak w cyrku) i naprawiają nam światlo topowe. Wreszcie wszystko załatwione i pada upragniona komenda "oddaj się na cumie" (słyszałem już kiedyś taką odpowiedź załogantki że: "k... to może ja i jestem, ale na pewno nie baletnica !" ). Wychodzimy na silniku na Kaśtelanski Zaljev i zostawiamy za sobą wspaniałą panoramę gór Kozjak.
Płyniemy w stronę Hvaru. Założenia są takie że płyniemy tam gdzie nas oczy poniosą a gdzie nas noc zastanie tam staniemy na postój. W końcu mamy wakacje, nigdzie nam się nie spieszy:). Wiatr mamy słaby ok. 2B ale na szczęście kierunek
dobry (połówka - tylko bez skojarzeń) i nie musimy się halsować.
Płynąc sobie tak postanawiamy stanąć gdzieś na kąpiel w zatoczce. Przepływając obok pólnocnego krańca wyspy Brać widzimy fajną zatoczkę w której postanawiamy się wykąpać.Patrzę na mapę, zatoka nazywa się Boboviśće i można stanąć.
Wpływamy tam i rzucamy kotwicę. Jest cudnie, woda kryształ, głębokość 5 m. a widać wszystko na dnie, temepratura wody +22,4 st. C (przynajmniej tak pokazuje terometr jachtowy). Pierwsi chętni skaczą z rufy do wody i potwierdzają tę temperaturę.
Pławimy się w wodzie na zmianę jakąś godzinę.
Obrazek
Aż nie chce się wychodzić. Ale cóż trzeba płynąc dalej. Reszta załogi wchodzi na jacht i szykujemy się do odpłynięcia.
Ponieważ wiatr jest słaby to robimy mały obiadek w postaci gorących kubków i zimnego piwa + zakąski (do wyboru).
I tak sobie popijąc, gawędząc i opalając się wypływamy na trochę szersze wody. Kierujemy się na Hvar, ale ponieważ wyczytałem że w mieście nie bardzo jest gdzie stanąć (wymagania załogi są wygórowane,WC, toalety, prysznice, SPA Wellnes, itp :).) postanawiamy stanąć na sąsiednim archipelagu wysp nazwanym niepokojąco Pakleni Otoci - czyli Wyspy Piekielne.
Ciekawe dlaczego ?
Stajemy na największej z nich Sveti Klement w marinie ACI o nazwie Palmižana. Ponieważ jest już trochę późno szybko klarujemy jacht i z częścią załogi postanawiamy popłynąć taksówką wodną do Hvaru na zwiedzenie miasta.
Taksówkę znajdujemy bez problemu, natomiast problemem jest cena. Przewoźnik chce 100 kun od osoby (potem okazuje się że to w obie strony) i mimo targów nie chce nic zejść z ceny.
Mówi się trudno, decydujemy się na to,( bo w końcu wiadomo czy tu jeszcze kiedyś będziemy?) i wskakujemy na łódź.
Taxi szybko odbija i płynie z zawrotną jak na nasze dzisiejsze żeglowanie prędkością 25 wezłów. My robiliśmy w porywach 5 w.
Obrazek
Tak więc po 10 minutach jesteśmy na Hvarze i ponieważ zaczyna się ściemniać planujemy w pierwszej kolejności wejść na twierdzę górującą nad miastem.
Wejście było ciężkie, ale opłaciło się, widok z góry na oświetlone miasto i zatokę jest cudny.
Zwiedzamy twierdzę, już za darmo bo Pan stwierdził że już tak późno że nie weźmie opłaty.
My mimo zapadających ciemności dobrze wszystko widzimy a widok z góry jest chyba lepszy niż za dnia.
Potem schodzimy na dół do miasta i trochę włóczymy się po uliczkach. Następnie idziemy do knajpy na kolację.
W knajpie jak zwykle owoce morza,kobiety, wino i śpiew
O godz. 21.45 wychodzimy bo jesteśmy umówieni z taksiarzem na nabrzeżu o godz. 22.00, że ma nas zabrać z powrotem.
O godz.22.05 nie ma go, czyżby zrobił nas w trąbę. I jak teraz dostaniemy się do mariny ?
Ale 5 minut później widzimy światła, jest, jednak przypłynął po nas.
I tak już w świetle księżyca, wracamy na nasz jacht, żeby jutro kontynuować naszą przygodę z dalmatyńskimi wyspami.
Obrazek
Obrazek
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13025
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 25.10.2010 19:36

kawa napisał(a): Przepływając obok północnego krańca wyspy Brać widzimy fajną zatoczkę w której postanawiamy się wykąpać. Patrzę na mapę, zatoka nazywa się Boboviśće i można stanąć.

W ubiegłym roku planowaliśmy stanąć w tej zatoczce na pierwszą noc z soboty na niedzielę, ale ostatecznie zakotwiczyliśmy ciut wcześniej.

kawa napisał(a): Stajemy na największej z nich Sveti Klement w marinie ACI o nazwie Palmižana

Tę marinę pominęliśmy, ale obaj moi kapitanowie znają ją doskonale. Ponoć po przeciwnej stronie wysepki, całkiem blisko od mariny, jest fajna plaża i niezła tawerna 8) .

kawa napisał(a): Wejście było ciężkie, ale opłaciło się

He he he - aż tak wysoko to nie jest :lol: . Trudności wynikały pewnie z wcześniejszych zakupów "ze szczególnym uwzględnienie napojów niekoniecznie chłodzących a bardziej wyskokowych" :wink:

:papa:
Ania W
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1993
Dołączył(a): 29.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Ania W » 25.10.2010 19:49

Kawa a ja sobie przycupnę w kąciku i z chęcią poczytam Twoją relację.

Pozdrav. :papa:
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13027
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 25.10.2010 20:07

Wpadam na burtę!
:mrgreen:
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 26.10.2010 07:17

A ja na piwo :wink:
Dromader
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 790
Dołączył(a): 27.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Dromader » 26.10.2010 10:13

I ja łapię się za ster :lool:
gslawek
Odkrywca
Posty: 74
Dołączył(a): 02.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) gslawek » 26.10.2010 18:32

Halo halo ja chcę więcej
kawa
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 337
Dołączył(a): 01.08.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) kawa » 26.10.2010 20:18

W nocy budzi mnie dziwny odgłos przypominający walenie łyżką w metalowy talerz. To odgłos fałów obijających się o maszty.
Ocho myślę, jutro czeka nas smak niedźwiedziego mięsa. I tak się stało. Rano budzi nas kołysanie jachtu i świst wiatru.
Okazuje się że w nocy przyszło jugo. W marinie wygląda to nawet fajnie. Zobaczymy co będzie na morzu.
Obrazek
Szybko załatwiamy to co mamy do załatwienia i wyruszamy. Jakoś dziwi nas trochę, że nikt więcej nie wypływa z portu.
Po wypłynięciu z portu ponieważ trochę wieje (na wiatromierzu ok. 30 km/h), decyduję się na zarefowanie do połowy grota i foka.
Płyniemy, na razie jest ok. w miarę szybko i bez zbytnich przechyłów. Ale pomału wychodzimy zza osłony wysp archipelagu
i wiatr tężeje. Jacht pochyla się coraz bardziej, fala staję się wyższa. Po wyjściu na otwarte morze fale sięgają już. ok. 2 m
a wiatr zmienia kierunek tak, że teraz mamy w mordę. Nic to, mówię trochę przestraszonej załodze, wreszcze są emocje.
Część załogi (tej pierwszy raz na morzu i słabiej pływającej) zakłada kapoki, reszta sztormiaki. Wszyscy siedzą na zewnątrz
w kokpicie bo w środki za bardzo buja. Masz co chciałeś "arturac" :)
Fala jest już taka, że przewala się przez cały dek i spada na nas do kokpitu. Po chwili wszyscy są już mokrzy.
No ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzeć B czyli płyniemy dalej. Gorzej że musimy się halsować i po każdym zwrocie
wydaję mi się, że jesteśmy w tym samym miejscu. Ale tylko mi się tak wydaje, bo GPS pokazuje, że wolno ale jednak przesuwamy się do przodu. Oddaję na chwilę ster koledze i wchodzę do kabiny zobaczyć GPS i mapy.
W kabinie wrażenie sztormu potęguje się. Jacht nurkuję w dół i wali tak kadłubem o wodę że zaczynam i ja bać się o uszkodzenia jachtu. Odczucie jast takie jakby jakiś olbrzym podniósł jacht 2 m nad wodę i puścił go swobodnie na wodę.
Uderzenia są takie że wszystko trzeszczy, jęczy i płacze. Najbardziej boję się o całość zastawy stołowej, która choć dobrze zaształowana to niepokojąco dzwoni oraz elektroniki jachtowej a po chwili przebywania w mesie już o wszystko.
Sprawdzam mapy oraz GPS-a i stwierdzam że jeszcze chwila (2 godz.wg. wyliczeń) i powinniśmy wpłynąć za Peljesać który trochę nas osłoni od wiatru. Wychodzę na zewnątrz, tu jest trochę lepiej, przynajmniej nie słyszę już łomotu i trzasku. Czego oczy nie widzą i uszy nie słyszą tego sercu nie żal. Przejmuję star i płyniemy dalej. Na szczęśnie nikt nie oddaje hołdów Neptunowi.
Rzeczywiście za jakiś czas fale robią się jakby trochę mniejsze i wiatr trochę słabszy ( nie 6B tylko 5B:)
Obrazek
Ale powoli robi się późno, a my do mariny w Korćuli mamy jeszcze daleko.
Pytam załogę co robimy, czy halsujemy się dalej na żaglach i stajemy w pierwszym porcie na wyspie ( tym przypadku byłaby to Vela Luka), czy walimy na katarynie prosto do mariny Korćula. Zdecydowana większość jest za mariną (wiadomo - WC, toalety, prysznice, SPA Wellnes, itp :).) . Wobec tego odpalam katarynę, zrzucamy żagle i walimy prosto na marinę.
Robi się już szarówka, kiedy dopływamy do mariny. Ale jak tam wpłynąć ? Wiatr wprawdzie i fala trochę osłabły ale dalej są takie
że manewrowanie w ciasnej marinie gdzie miejsca między kejami jest na długość jachtu a wiatr jest dopychający jest trochę ryzykowne. Trudno myślę, nie po tośmy płyneli w takich warunkach cały dzień, żeby teraz stać na kotwicy !
Wchodzimy, precyzyjnie rozdzielam zadania, wyjmujemy wszystkie obijacze i tyłem pakujemy się między pomosty.
Niesieni dopychającym wiatrem gnamy jak przecinak, przez chwilę przychodzi mi na myśl zwrotka popularnej piosenki "hej wiatr od rufy wieje rozp... keję". Tu akurat wiatr mamu od dziobu, co nie zmienia faktu, że efekt może być podobny.
Na keji bosman drze się i pokazuje miejsce gdzie według niego mamy stanąć, taaa łatwo powiedzieć.
Już widzę panikę na jachcie w który celujemy rufą, wszyscy wyskakują na pokład, krzyczą coś po niemiecku, ciekawe co ?
W odległości kilku metrów od niego daję całą naprzód, skręcam ster na bakburtę, w międzyczasie załogant chwyta podciągnięty muring, rzucamy cumy i już po chwili jacht grzecznie się kołysząc stoi karnie przy nabrzeżu. Uff ocieram pot z czoła i nagle słyszę brawa, to moja załoga zrobiła mi owację na stojąco za ten manewr. Niemcy też dołączyli się do owacji. Ok, w takim razie robimy szybki klar na jachcie i przygotowujemy się do wyjścia na miasto, gdzie planujemy zaliczyć obiadokolację w jakiejś knajpce,
bo po taki dniu nikomu nie chce się gotować, a każdy głodny bo czasie pływania nie było nawet możliwości zrobić coś do jedzenia.
Wyskakujemy na keję i tu niespodzinka, betonowy pomost dziwnie się kołysze. Ale po chwili okazuje się, że to nie pomost się kołysze, tylko w nas tkwi jeszcze morski rozkołys. Ktoś proponuje wino, bo według jego teorii suma dwóch sinusoid o przeciwnych fazach daje zero. Wobec tego idziemy sprawdzić tę teorię matematyczną. Okazuję się że działa ! Dalej już normalnym krokiem idziemy zwiedzać Korćulę. Co do jutrzejszego dnia to - "Dziś nie będę się tym martwić, pomyślę o tym jutro".
Obrazek
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Rejs - Dalmacja pażdziernik
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone