Ciekawe, jak wiele się dzieje za sprawą przypadku.
Przez Świdnicę przejeżdżałem co najmniej kilka razy, ale kierowca nie po to siedzi za kierownicą, żeby podziwiać widoki - ma podziwiać wyłącznie wyboistą drogę. Ostatnio właśnie przypadek spowodował, że znalazłem się w Świdnicy i miałem całe pół godziny dla siebie. Słyszałem coś o jakichś kościołach i innych zabytkach Świdnicy, udałem się więc na krótki z konieczności spacer w nadziei, że może coś ciekawego nawinie mi się przed aparat. Dość szybko zauważyłem, że wokół pełno jest przepięknych domów i różnych ciekawych elementów architektonicznych. Prawda, że zaniedbanych i obdrapanych, czyli czasy świetności mających daleko za sobą, ale przy odrobinie wyobraźni mogących jeszcze niejednego zachwycić.
Świdnica miała to szczęście, że w czasie II wojny została oszczędzona. Dlatego tyle ciekawych budowli ocalało. Później, podobnie jak całą Polskę, szczęście ją opuściło i przez pół wieku ciągłego niedoboru, to, co było piękne, stawało się coraz mniej piękne. Odnoszę niemiłe wrażenie, że ten ciągły niedobór trwa do dzisiejszego dnia, bo co prawda trochę odnowiono - np. okolice Rynku (tam niestety nie zdążyłem dotrzeć) - ale cała reszta jak się sypała, tak się sypie. Kościół Pokoju i Katedra św. Wacława i św. Stanisława to już towar z wyższej półki, tym bardziej więc trzeba będzie prędzej, czy później po niego sięgnąć.