Witam!
Temat rzucony, ale czas wziąść się od początku, chronologicznie.
Pomysł wycieczki zaświtał mi w głowie w piątkowe popołudnie.
Tego samego dnia o godzinie 22:48 otrzymałem email tej treści (w skrócie)
" (...)
- jeśli jedziesz autem
- jeśli ścierpiałbyś moje towarzystwo
- jeśli mógłbyś zabrać z dworca PKP np. w B-B pasażera
to chętnie zabrałbym się z Tobą na Babią.
(...)
Wojtek
"
Moja odpowiedź była następująca:
"(...)
1. Marny ze mnie kompan dla doświadczonego turysty, bo chodzę wolno i często mam zadyszki - walczę z nadwagą
2. Wycieczka może być nudna bo jestem małomówny i nieśmiały
Jeżeli Ci to nie przeszkadza, to jutro o 6:30 na dworcu PKP w Bielsku -
trzydrzwiowy Golf III z boxem na dachu i wysoki facet w czerwonej kurtce
będzie na Ciebie czekał.
(...)"
Rankiem podjechałem na dworzec i przed przyjazdem pociągu w umówionym kolorze kurtki kręciłem się przed dworcem.
Pociąg przyjechał.
Z pewną lekką nutką niepokoju wypatrywałem faceta, którego znam tylko, ale zarazem przede wszystkim z tego zdjęcia
:
Okazało się, że nie taki niedźwiedź straszny...
Pakujemy się do samochodu i w drogę. Kierunek Zawoja przez Żywiec.
Zastanawiałem się po drodze, czy Wojtka można jeszcze czymś choć ciut zaskoczyć... i udało się!
Kiedy w Stryszawie skręciłem na Przysłop skracając w ten sposób drogę i zostawiając z boku Suchą Beskidzką i Maków Podhalański usłyszałem:
"Nie jechałem jeszcze tą drogą"
Serpentynami zdjeżdżamy z Przysłopia do Zawoi. Babia w chmurach. Pocieszamy się, że chmury są nisko i niezbyt gęste. Jeszcze chwila i parkujemy na Krowiarkach.
Wyruszyliśmu płajem w kierunku Markowych Szczawin. Lekko pobielone drzewa zwisały nad nami. Mokry Stawek odbijał nieco mglisty jeszcze świat.
.
Pod nogami chrupały zmarznięte liście, a ścięte porannym mrozem kałuże rozłamywały się pod moim ciężarem.
Pomiędzy drzewami przebijał widok w kierunku Mosornego Gronia i piękną karmazynową jesień.
W miarę upływu czasu i nabierania wysokości niebo zdawało się być coraz bardziej niebieskawe.
Franz robił trochę zdjęć używając nie dwóch palców i zębów, lecz obu dłoni
.
Długi i nudny zazwyczaj odcinek niebieskiego szlaku Wojek zapełnił opowieściami o ferratach w Dolomitach, Austrii i wyprawie z Bercikiem.
Nawet nie wiem kiedy staneliśmy przy pierwszych stopniach odchodzącego w górę żółtego szlaku.
"Szlak zamknięty do odwołania" widniał napis na tablicy...
"To co? Odwołujemy?" - zapytał z uśmiechem Wojtek
"Oczywiście!"
C.D.N.