Wracając z Chorwacji postanowiliśmy wyskoczyć jeszcze na 2-3 dni nad Bałtyk.
Założenie: blisko i spokojnie. Od razu nasunęła się miejscowość z poprzedniego roku - Lubiatowo.
Ale może w inne miejsce? Padło na Karwię. Jeszcze nas tam nie było. Wchodzę na stronę Karwii i dzwonię. Po kilku telefonach jest wolna miejscówka. Rezerwacja.
I tak plan Bałtyk został wdrożony do realizacji.
21/08/2009
Wyjazd wczesnym rankiem. Po kilku godzinach zmagania się z dziurami na drogach (pozdrawiam Włocławek moje auto także ) dojeżdżamy na miejsce. Szybki kwaterunek w pokojach Albatros. Pokój świeży, mebelki także. Mogę polecić http://www.albatros.karwia.com.pl/
Wyruszamy na plażę. Ciekawi jak wygląda gdyż jesteśmy tutaj pierwszy raz.
Kilka kroków i jesteśmy na głównej ulicy. Później ścieżką przez lasek odgradzający plażę od miasteczka i jesteśmy na plaży.
O matko! Jaki tłok!
Po krótkim rekonansie stwierdzamy że jakieś miejsce się znajdzie. Cały czas mamy w pamięci urlop w Chorwacji więc na początek ciasnota na plaży nas trochę przeraziła. Krótki spacer po plaży i mamy miejscówkę żeby się rozbić z parawanem.
Hm, parawany. Niby fajna sprawa bo chroni trochę przed wiatrem ale plaża jakoś tak dziwnie wygląda. Zastanawiam się czy jeszcze w jakimś kraju używa się na plaży parawanów?
W tym miejscu jest wolny kawałek plaży. No to się rozbijamy.
Po pobycie w poprzednie wakacje w Lubiatowie obłożenie plaży w Karwii wygląda jak plaża w Chinach. Ale co się dziwić pogoda wymarzona.
Na myśl jak tłoczno jest we Władysławowie plaża w Karwii od ręki wydaje mi się na zupełnie pustą.
Żeby dojść do głębszego miejsca trzeba się trochę przespacerować w kierunku horyzontu. Fajne miejsce dla dzieci. Dosyć duży kawałek płycizny.
Przerwa na obiadek. Idziemy coś przekąsić. Po pierwszym starciu z karwieńską gastronomią mam lekkie zdziwienie na twarzy.
Pierwszy lokal "Morskie Oko". Ja mam zamiar zjeść smażoną rybkę a żonka kotlet de volaille. Żeby się nie zapchać do popicia "chodziło za mną" piwo. Niestety w tym lokalu jest prohibicja. Krótka konsternacja. Niestety chęć skosztowania zimnego browarka wygrywa. Przecież kilka kroków dalej jest następny lokal.
Wchodzimy. Składam zamówienie. Pani za ladą oznajmia mi że u niej mogę zamówić tylko rybę a danie mięsne w drugiej części budynku. Dziwne to dla mnie jakoś. A może ja jestem dziwny? Mam jeść rybkę na jednej sali a żona na drugiej de volaille? Na szczęście kolejne kilka kroków dalej jest kolejna knajpka. Wchodzimy zamawiamy wszystko w jednym miejscu. Uff! Udało się. Udało się zamówienie ale już rybka i de volaille nie za bardzo. Za długo na tłuszczu. Ryba gumowata a kotlet spieczony na maksa. Dobrze że chociaż frytki i surówki były smaczne. W sumie ogólnie posileni posiłkiem wracamy na plażę. Po drodze chcieliśmy kupić jakąś prasę do poczytania ale kioski czynne są dopiero popołudniu i wieczorem. Siestę mają jak w Hiszpanii czy co?
I już na plaży. Jakby trochę luźniej.
Po kąpielach słonecznych i wodnych czas powoli kończyć plażowanie. Większość plażowiczów się już zwinęła z plaży.
Ale jak teraz opuścić plażę gdy zachód słońca tuż, tuż?
Przy zachodzie słońca morze nabiera blasku a niebo ładnych barw.
Amatorów podziwiania zachodu słońca na szczęście jest wielu.
Kąpania przy zachodzie również.