Zbliża się kolejna majówka, więc siłą skojarzeń wracam do tej zeszłorocznej, spędzonej w Czechach (i trochę w Niemczech). Taka krótka relacyjka wiodąca do wód...
___________________________________________________________________________
Do wód jeździło się z różnych powodów. Dla zdrowia, dla odpoczynku, dla towarzystwa, dla mody, z polecenia lub z przekory, podążając lub uciekając... Tak jak Norwid 200 lat temu, można by powiedzieć i współcześnie:
Jestem zmęczony! wolę jechać do wód -
Nie na wyjezdnym się o Piekle mawia!
Wolę - gdzieś jechać, w pilnym interesie,
Patrząc przed siebie z obłędu wyrazem,
Wieki potrącać - jako grzyby w lesie,
Ludzi, Epoki... mieszać wszystko razem
(C.K.Norwid)
1.05.2008
Od zamku do zamku
Mieszać epoki zaczęliśmy w Karlstejn. Tutaj zatrzymujemy się po 10 godzinach jazdy i od razu witają nas wieki średnie, a to za sprawą najsłynniejszego czeskiego zamku, który góruje nad miasteczkiem. Budowniczym zamku był Maciej z Arras.
Zamek zbudowano zaledwie w 9 lat (1348-1357). Każdy, kto chciałby dostać się do zamku, oprócz stromych skał miał jeszcze do pokonania potężny mur i dwa zwodzone mosty. Swoim pięknem i potęgą zamek miał podkreślać moc królewskiej władzy i stanowić jednocześnie bezpieczny skarbiec dla monarszych insygniów, klejnotów i najważniejszych dokumentów. W tych murach rozgrywały się też dramatyczne husyckie historie. Po roku 1420 królewskie insygnia przeniesiono do Pragi. Obecny wygląd zawdzięcza przebudowie przez Jozefa Mockera - wybitnego architekta.
Z zamkowego wzgórza schodzimy na wąską uliczkę, gdzie wśród parterowych domków rozstawiono pamiątkarskie kramy - takie jak wszędzie: trochę ceramiki, kufle, koszulki, czeskie szkło, nie wiedzieć dlaczego pisanki (pewnie ludowa specjalność regionu). Pewnie i dawniej, w wiekach średnich tez tutaj kwitł handel. Może też było gwarno i kolorowo, a buchty drożdżowe z serem miały taki sam smak? Pod drzewem złocą się strzały Św. Sebastiana - jego sugestywną figurę spotkamy jeszcze parę razy podczas tej czeskiej podróży.
Obok Świętego młodzieńca, galeryjka pełna krzykliwych wariacji nt. impresjonizmu tudzież kubizmu, oraz pejzaż z widokiem na zamek, aż strach zobaczyć wizję Karlstejn w tak jarmarcznym wydaniu.
Kolejny zamek na naszej trasie to Křivoklát. Przechodzimy przez drewniany mostek, z którego, zza drzew, widać już wieże zamku. Krivolat położony jest nad głęboko wciętą rzeką Berounką (obszar ten wpisany jest na listę przyrody UNESCO 1977 roku). Zosał zbudowany w XIIIw jako zamek myśliwski Przemyślidów, a pod koniec XV przebudowany dla Władysława Jagiellończyka. W wieku XVI powstało tu więzienie. Jak zwykle, Czas wykazał się zmiennością i okrucieństwem - zamek został strawiony przez ogień, potem znów odbudowany, teraz służy zwiedzającym...
Wnętrza zamku szczęśliwie się zachowały (kaplica, sala rycerska, sala królewska, fürstenberska biblioteka, więzienie, fürstenberskie muzeum) Zwiedzamy je prowadzeni przez panią przewodnik z imponującym pękiem kluczy. Dużo fantazji musieli mieć mistrzowie zdobiący zamek: aniołki, magnaci i maszkarony spoglądają na nas z fasad, rzygaczy i łuków.
Demoniczne stwory pełzną po ścianach i poręczach ławek ustawionych w kaplicy. Święci na ołtarzu (jeden z cenniejszych przykładów snycerki w Czechach) przeżywają swoje dramaty i uniesienia, a z portretu patrzą wyniośle dawni wielmoże, wspominając Czas, gdy zaludniali, tak teraz nieznośnie pustą, wielką salę rycerską:
Przy dębowym stole siadłszy bokiem
Wedle rangi, zasług i uznania
Spoglądamy w przyszłość czystym okiem
Kogoś, kto nic nie ma do dodania.
(J.Kaczmarski)
Nic więcej nie ma do dodania. Opuszczamy Krivoklat, następny punktem na mapie jest Loket.
Romantyczne miasto Loket
Do miasta Loket (łokieć - nazwa od zakola Ochrzy) wiódł nas most.
Trudno zresztą, aby było inaczej, skoro stare miasto jest opasane rzeką Ohře. To tutaj Książe Władysław II wybudował w XIIIw twierdzę prawie nie do zdobycia. Nad miastem wznosi się więc zamek z elementami romańskimi i charakterystycznym zdobieniem, przebudowany przez Wacława IV, a później jeszcze zmodernizowany w duchu saskiego renesansu.
Chyba jednak mamy nieco dość na dzisiaj zwiedzania zamków, bo większe zainteresowanie budzi Pivaren z miedzianymi kotłami do warzenia piwa. Staromiejskie uliczki prowadzą nas do rynku, nad którym góruje Kolumna Morowa (wreszcie jest Jan Nepomucen), a obok ratusz przypominający kościół. Dookoła ciekawie zdobione kamieniczki. W jednej z kamienic 72 letni Goethe miał oświadczyć się 17 letniej Urlike von Lewetzow. Płoche dziewczę nie doceniło jednak mocy poezji, tudzież uroku doświadczenia i odrzuciło Johanna Wolfganga. Non omnis jednak moriar, stoi więc zamyślona postać poety nad rzeką na pamiątkę romantyzmu i romantycznych uniesień.
Spokojnie tutaj. W sam raz, aby chwilę odpocząć - można się uraczyć piwem, posilić obiadem lub udać się na kawę do Artystycznej Kawiarni, gdzie cieszy oko wyjątkowo wysmakowany plastycznie tarasik.
Teraz przed nami już tylko Cheb, a właściwie camping pod Chebem, gdzie przez najbliższe 3 dni będziemy spać. Między innymi.